Osiem najlepszych tenisistek roku 2021 (i osiem debli) zagra nieco później niż zwykle, od 8 listopada w Guadalajarze, drugim co do wielkości mieście Meksyku.
Pierwotnie turniej zarówno w ubiegłym roku, jak i w tym miał się odbyć w Shenzhen, ale Chińczycy zrezygnowali z powodów pandemicznych. Za rok impreza ma wrócić do Shenzhen i zostać tam ma najbliższe osiem lat.
Ubiegłoroczna rezygnacja Chińczyków sprawiła, że czołowe tenisistki świata zarobiły znacznie mniej. Pierwszy Finał WTA Tour, który odbył się w Shenzhen w roku 2019, był najhojniej dotowaną imprezą kończącą rok. Jego zwyciężczyni Australijka Ashleigh Barty dostała czek na 4,4 miliona dolarów (pula nagród wyniosła wówczas 14 mln). Nikt przed nią za jeden turniej nie otrzymał tak dużo, wliczając w to nawet Wielkie Szlemy.
Siła przyciągania chińskich pieniędzy była zbyt wielka, by się jej oprzeć i kobiecy tenis popadł w zależność od Chin.
Kierownictwo WTA kilka lat temu mocno postawiło na Wschód. Wszystko, co ważne i dobrze płatne, jesienią odbywało się w Azji. Już wtedy, gdy jeszcze nikt nie słyszał o pandemii, rozwiązanie to było krytykowane, zgodnie ze znanym w wielu językach przysłowiem, że nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka.