Agnieszka Radwańska przegrała. Sabine Lisicki w finale Wimbledonu

Nie będzie Polki w sobotnim finale Wimbiedonu. Agnieszka Radwańska przegrała z Sabine Lisicki 4:6, 6:2, 7:9

Aktualizacja: 04.07.2013 22:07 Publikacja: 04.07.2013 21:08

Agnieszka Radwańska przegrała. Sabine Lisicki w finale Wimbledonu

Foto: ROL

Krzysztof Rawa z Londynu

Lisicki, Niemka mówiąca niekiedy po polsku, będzie w sobotę rywalką Francuzki Marion Bartoli, która w drugim półfinale pokonała Belgijkę Kirsten Flipkens 6:1, 6:2. Innymi słowy – Wimbledon 2013 będzie miał nową mistrzynię, tym razem spoza pierwszej dziesiątki rankingu WTA.

Szanse na wygraną Agnieszki były, lecz szybko umykały spłoszone siłą rywalki. Chwilami bolało oglądać, lecz i moc serwisu Niemki miała znaczenie, i sprawność nóg Polki i, jak niemal zawsze w tak wyrównanych meczach, uśmiech szczęścia.
Trudno było nie zauważyć owiniętych bandażem i poklejonych taśmami obu ud Agnieszki. Sabine też miała opatrunki, ale bardziej dyskretne, na obu kostkach. Ilość bandaży była jednak proporcjonalna do wysiłku tenisistek w dotychczasowych spotkaniach: Polka grała w sumie prawie o trzy godziny dłużej.

Niepokój budził nie tylko stan nóg Isi, ale także szybkość i celność serwisowego ognia rywalki. Pierwszy gem, przy polskim podaniu, trochę uspokoił zwolenników Agnieszki. Drugi, gdy serwowała Sabine – dał także pewność tym, którzy wierzyli w mocne ramię Niemki. Zaczęło się wedle rozpisanego od wtorku scenariusza.

Lisicki na pewno była zdenerwowana. Przyłożyć mocno rakietą w piłkę rzeczywiście potrafi, 120 mil na godzinę na ekranie to potwierdziło, ale szacować ryzyko zagrań z głębi kortu, odczytywać rotacje piłek rywalki – z tym miała kłopoty. Akademia w Bradenton, oprócz unikania wchodzenia na linie kortu, jednak uczy odwagi, więc Niemka atakowała, czasem także przy siatce.

Optymizm polskich kibiców niekiedy rósł, bo w kilku gemach Agnieszka wykorzystywała błędy rywalki i była blisko złamania serwisowej przewagi Sabine. Siódmy gem, zwany po staroświecku lacostowskim, przyniósł nagłą polaryzację nastrojów. Zaczęło się od 0–40, Polka wyrównała, ale jej aktywna obrona w końcu zawiodła. Ciąg dalszy był zgodny z układem gemów serwisowych, 6:4 dla Niemki, szum na trybunach.

W drugim secie było lepiej. Wprawdzie Sabine jeszcze niosło poczucie sukcesu, prowadziła 1:0 i serwowała, by prowadzić 2:0, ale kilka kontr Polki w końcu wyraźnie ją speszyło. Przegrać gema, w którym ma się trzy asy – tego duma Lisicki nie wytrzymała. Gdy przyszła powtórka, gdy jeszcze jeden emocjonujący gem dał Radwańskiej prowadzenie 3:1, można się było szykować na przedłużone atrakcje półfinału.

Dość szybko na tablicy pokazał się wynik 6:2 dla Polki, pozostawało wierzyć, że tak jak w trzech meczach poprzedzających półfinał, to dziewczyna z Krakowa będzie mistrzynią trzeciego seta. Właściwie jeszcze przez kwadrans była. Wczesne przełamanie serwisu Lisicki, prowadzenie 3:0, kort centralny chyba zaczynał wierzyć, że pokonanie Sereny Williams nie oznacza od razu biletu do finału.

Nic z tego. Kolejne przełamanie podania Polki, kolejne wyrównanie szans. 3:3, 4:4, potem prowadzenie Niemki 5:4 i serwis – klasyczne emocje decydujących piłek.

Ale nadzieja w polskim obozie wciąż trwała, choć najpierw był as i punkt dla Lisicki. Radwańska zerwała się do prawie beznadziejnej walki i doprowadziła do równowagi, potem drugiej. Return najlepszy z możliwych, następnie bieg do siatki i jeszcze Polska nie zginęła! Remis 5:5, za chwilę 6:5. Nerwy Wielkiego Szlema grały już swoją rolę, ale zmęczenie też. W takiej chwili nie ma już żadnej nieważnej piłki, a decydują drobiazgi, ułamki sekundy spóźnionej reakcji, zła ocena lotu piłki.

Po jednej z wymian wygoniona za kort Agnieszka cisnęła rakietą kilkanaście metrów w kierunku piłki. Ambicja czasem zmusza do takiej desperacji. Mimo zmęczenia, zimnej krwi nie straciła, celnego oka też nie. Jeszcze prowadziła, jeszcze zauważyła, że posłała asa, choć sędzia krzyknął: aut!

Po dwóch godzinach na tablicy wyników było 6:6. W decydujących setach Wimbledonu nie ma tie-breaków. Po kolejnym kwadransie Lisicki znów dostała życiową szansę: 8:7 i własny serwis.

Tyle razy Polka potrafiła się obronić w takich sytuacjach, tym razem nie. Trzy solidne serwisy, trzy punkty dla Sabine, jeden ostry bekhend Agnieszki w zamian, lecz za chwilę radość Niemki. Moc radości.

– Ostatnie gemy były po prostu ekscytujące. Nie mam pojęcia co robili rodzice w loży, ja tam nie patrzyłam, po prostu wkładałam całe serce w grę, niezależnie od wyniku. Tak, zwycięstwo nad Sereną dało mi dużo pewności siebie. Tak, Steffi Graf przysłała mi SMS z życzeniami szczęścia – mówiła Niemka.

Przed polsko-niemieckim półfinałem był krótki mecz francusko-belgijski. Nie będzie pamiętany. Marion Bartoli wygrała z Kirsten Flipkens 6:1, 6:2. – Wszystko działało perfekcyjnie. Uderzałam czysto piłki, mijałam rywalkę dołem i górą. Cudownie – oceniała Francuzka. Jej finał z 2007 roku (przegrała z Venus Williams) nie przeszedł do historii, ale oryginalny system koncentracji, tupanie tyłem do rywalki, u niektórych się przyjął.

Grać z Bartoli w finale to znaczy zderzyć się z jej ekscentrycznymi ruchami, zadziwiającym serwisem, gestami i okrzykami trochę z innej planety. To wszystko spotka Sabine, a my będziemy patrzeć i po cichu zazdrościć.

Kobiety – półfinały:

S. Lisicki (Niemcy, 23) – A. Radwańska (Polska, 4) 6:4, 2:6, 9:7; M. Bartoli (Francja, 15) – K. Flipkens (Belgia, 20) 6:1, 6:2.

Debel mężczyzn – półfinały:

B. Bryan, M. Bryan (USA, 1) – R. Bopanna, E. Roger-Vasselin (Indie, Francja, 14) 6:7 (4-7), 6:4, 6:3, 5:7, 6:3; I. Dodig, M. Melo (Chorwacja, Brazylia, 12) – L. Paes, R. Stepanek (Indie, Czechy, 4) 3:6, 6:4, 6:1, 3:6, 6:3.

Mikst – ćwierćfinał:

N. Zimonjić, K. Srebotnik (Serbia, Słowenia, 3) – M. Matkowski, K. Peschke (Polska, Czechy, 11) 7:6 (12-10), 6:7 (6-8), 6:4.

Debel juniorów – II runda:

Y. Nishioka, J.B. Panta (Japonia, Peru, 5) – K. Majchrzak, M. Janvier (Polska, Francja) 7:6 (7-2), 7:6 (7-3).

Krzysztof Rawa z Londynu

Lisicki, Niemka mówiąca niekiedy po polsku, będzie w sobotę rywalką Francuzki Marion Bartoli, która w drugim półfinale pokonała Belgijkę Kirsten Flipkens 6:1, 6:2. Innymi słowy – Wimbledon 2013 będzie miał nową mistrzynię, tym razem spoza pierwszej dziesiątki rankingu WTA.

Pozostało 95% artykułu
Tenis
Wiadomo kiedy i z kim zagra Iga Świątek? To wielka gwiazda, która wraca do formy
Tenis
Iga Świątek zaczęła sezon na kortach ziemnych. Wygrała w Stuttgarcie
Tenis
Rozpoczyna się nowy etap sezonu. Ziemia obiecana Igi Świątek
Tenis
Rafael Nadal wraca do gry. Barcelona czeka na swojego księcia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Tenis
Iga Świątek ambasadorką Lancôme