—Korespondencja z Sopotu
Wiara w sukces Huberta Hurkacza, jeszcze niedawno juniora, z pierwszą rakietą Argentyny, Leonardo Mayerem, nie była w ERGO Arenie powszechna, można śmiało napisać, że optymistów było niewielu, lecz przynajmniej jeden set oglądało się z dużą przyjemnością, w pozostałych również były chwile warte braw dla młodego Polaka.
Przegrał 2:6, 6:7, 2:6, nie było wątpliwości, kto gra lepiej, równiej i zasługuje na duży punkt dla drużyny, ale Hurkacz pozostawił wrażenie, że ma do tenisa spory talent poparty solidnym wzrostem, dynamiką i ogólną sprawnością. Efekt jest taki, że serwis Huberta już jest jego bardzo mocną bronią, uderzenia z głębi pola z obu stron kortu też robią wrażenie, tak samo jak chęć podejmowania ryzyka.
W drugim secie Polak zagrał kilkanaście świetnych akcji, biegał do siatki (skuteczne woleje też potrafi grać), kontratakował, kilka razy zagroził znacznie dojrzalszemu rywalowi. Ta dojrzałość liczyła się dopiero w tie-breaku, w nim Leonardo Mayer potrafił sprowokować młodzieńca z Wrocławia do kilku błędów.
Porażka jest porażką, Polska przegrywa 0:2, ale Hubert Hurkacz nie musiał wychodzić z hali ze spuszczoną głową. – Dałem z siebie wszystko, tym razem nie wyszło, ale myślę, że za kolejnym razem może być inaczej. Oczywiście, że gra z Mayerem była trudna, ale zabrakło naprawdę niewiele, bym wygrał więcej swoich gemów serwisowych. Czy chciałbym coś wziąć z tenisa Argentyńczyka? Chyba tylko to, żeby popełniać mniej błędów. Tak naprawdę staram się iść własną drogą i mam nadzieję, że kiedyś mogę grać lepiej, niż on – mówił polski tenisista.