Rozumiem Andrzeja Barta, że mając na koncie tak świetną i poruszająca powieść jak „Fabryka muchołapek", nie chciał oddać jej do realizacji teatralnej byle komu. Najlepiej więc, gdyby wybrał reżysera, który klasą dorównywałby jego pisarstwu. Ponieważ takiego nie znalazł, zdecydował się na własną reżyserię. Mamy więc spektakl ciekawy, czasem nawet wciągający i poruszający, ale nie tak wybitny jak książka.

Oto pewien pisarz otrzymuje propozycję, by w rodzinnej Łodzi uczestniczyć w niezwykłym procesie sądowym. Oskarżonym jest Mordechaj Chaim Rumkowski, przewodniczący Judenratu w łódzkim getcie. Ten, o którym pisano, że zamienił getto w wydajne przedsiębiorstwo pracujące dla dobra Trzeciej Rzeszy. On sam twierdzi, że dzięki temu udało mu się uchronić łódzkich Żydów przed transportem do Auschwitz. Na świadków w procesie powołani zostali współcześni Chaima, jego współpracownicy i ofiary. Świetne dialogi, ciekawa dramaturgia. Cytaty z „Króla Leara" nadają tej opowieści wymiar niemal antyczny. Do tego dochodzi funkcjonalna scenografia Natalii Kitamikado.

Bartowi udało się dobrze zorganizować i rozplanować sceny zbiorowe, zapanować nad całością przedstawienia. Zabrakło mi pracy z aktorem. Stąd wiele dialogów jest wypowiadanych dość monotonnie. Lepiej się je czyta, niż słyszy w teatrze. Na uwagę zasługuje postać Polki granej przez Marię Gładkowską. Dramaturgię opowieści podnosi aktorstwo Piotra Seweryńskiego jako cynicznego Niemca.

Dość bezbarwny jest nie tylko Bogumił Antczak jako główny bohater, ale też grany przez Marka Lipskiego jego Oskarżyciel. Michał Kruk włożył dużo serca w postać Obrońcy, ale wydaje się on zbyt dobroduszny i safandułowaty, a może po prostu zbyt serio potraktował słowa jednej z postaci („To już nie mieliście lepszego obrońcy?"). Te zastrzeżenia można nieco zniwelować, bo spektakl wymaga doprecyzowania. Scenografia budzi podziw, ale irytujące są rozbłyskujące rytmicznie jarzeniówki. Dobrze wkomponowane są wstawki filmowe.

Łódzkie przedstawienie „Fabryki muchołapek", choć wywołuje pewien niedosyt, z pewnością zasługuje na uwagę. Chaim Rumkowski jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii Łodzi. Dzięki Andrzejowi Bartowi patrzymy na nią w szerszym, nie tylko lokalnym, wymiarze. Konwencja spektaklu-procesu zachęca do refleksji nad przyczynami ludobójstwa, nad skutkami historii XX w. A w niektórych scenach ma wręcz wymiar tragedii antycznej.