O podejmowaniu przez polski rząd prób zapewnienia sobie miejsca na waszyngtońskim szczycie G20, planowanym na 15 listopada, nie słyszał żaden z naszych rozmówców w MSZ. Jak ustaliła „Rz”, takich wysiłków nie podejmował także Pałac Prezydencki. Czy Polska miałaby jakiekolwiek szanse na zaproszenie do Waszyngtonu?
– Byłaby to droga przez mękę. Trzeba by znaleźć jakiś klucz uzasadniający naszą obecność – przyznaje wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf. G20 skupia najbogatsze kraje świata (Francja, Japonia, Kanada, Niemcy, Rosja, USA, Wielka Brytania, Włochy), największe tzw. kraje wschodzące (Arabia Saudyjska, Argentyna, Australia, Brazylia, Chiny, Indie, Indonezja, Korea Południowa, Meksyk, RPA, Turcja) i UE reprezentowaną przez tzw. Trojkę – przedstawiciela Komisji Europejskiej, kraju, który kieruje Wspólnotą w danym półroczu, i tego, który ma przejąć przewodnictwo.
[wyimek]USA nie chcą dopuścić nowego kraju do elitarnego grona, ponieważ obawiają się kolejki chętnych[/wyimek]
– Amerykanie raczej nie zrobią wyjątku i nie dopuszczą na szczyt G20 państwa, które nie należy do tego klubu, bo zaraz ustawiłaby się kolejka chętnych. Ale rozumiem tok myślenia Hiszpanii. Jej system finansowy, zwłaszcza sektor bankowy, wykracza daleko poza Unię Europejską. Największe banki w Ameryce Łacińskiej to przecież banki hiszpańskie. Dlatego Hiszpania uważa, że w przyszłości powinna się znaleźć w gronie krajów, które mają największy wpływ na światową ekonomię – dodaje w rozmowie z „Rz” wiceminister Schnepf.
Według hiszpańskiego dziennika atutem Polski, choć jej PKB stanowi 30 procent PKB Hiszpanii, jest poparcie, jakiego udzieliła administracji George’a W. Busha „w tak dyskusyjnych sprawach jak wojna w Iraku czy tarcza antyrakietowa”. Rząd Hiszpanii, choć głośno tego nie mówi, jest z kolei przekonany, że twarda odmowa, z jaką spotkał się w Waszyngtonie premier José Zapatero, ma związek z wycofaniem przez niego hiszpańskich żołnierzy z Iraku natychmiast po przejęciu przez socjalistów władzy w marcu 2004 r.