Korespondencja z Brukseli
Do 29 czerwca szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy ma przygotować mapę drogową reform w UE. Nastroje wyraźnie są podgrzewane w Niemczech. W ubiegłym tygodniu Angela Merkel powiedziała o konieczności większej integracji politycznej, która musi towarzyszyć unii walutowej. Teraz dobrze poinformowany tygodnik „Spiegel" napisał, że Van Rompuy razem z szefem Eurogrupy Jeanem-Claudem Junckerem oraz prezesem Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghim przygotowuje daleko idące propozycje zmian.
Wśród nich wspólne decydowanie w strefie euro o emisjach długu, stworzenie stanowiska ministra finansów strefy i zgromadzenia parlamentarnego dla tej grupy, oraz połączenie stanowisk szefa Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Wszystko brzmi wręcz rewolucyjnie, biorąc pod uwagę fakt, że ta trójka jeszcze się nie spotkała, a Van Rompuy nawet nieoficjalnie żadnego dokumentu jeszcze nie przedstawił. Eksperci wątpią, czy akurat teraz jest czas i atmosfera na dyskusję o zmianach, które nie są lekarstwem na kryzys, a wymagają zmian traktatowych i wzbudzają kontrowersje w Europie.
Pod presją rynków
– Jest silna presja rynków i oczekiwanie wielu rządów na zmiany w zarządzaniu i nadzorowaniu europejskiego sektora bankowego. Przywódcy nie mogą wyjść ze szczytu pod koniec czerwca bez jakiejś decyzji w tej sprawie – uważa Thomas Klau, ekspert European Council for Foreign Relations. To minimum, którego sensu i pilności nikt nie kwestionuje.
– Propozycja unii bankowej ma ewidentny związek z kryzysem w Hiszpanii – zauważa Piotr Kaczyński, ekspert Centre for European Policy Studies w Brukseli. Mowa tutaj o wspólnych gwarancjach depozytów, wspólnym europejskim nadzorze bankowym, ponadnarodowych decyzjach dotyczących likwidacji czy restrukturyzacji dużych banków, o znaczeniu systemowym. Konkretne pomysły na pewno będą wzbudzać kontrowersje, ale potrzeba jest dla wszystkich oczywista.