Maryna Gąsienica-Daniel: Oczywiście marzę, że wrócę z medalem

Jedyna polska alpejka z szansami na miejsce w czołowej dziesiątce Maryna Gąsienica-Daniel o starcie w zaczynających się dziś we Francji mistrzostwach świata.

Publikacja: 06.02.2023 03:00

Maryna Gąsienica-Daniel: Oczywiście marzę, że wrócę z medalem

Foto: Grzegorz Momot/pap

Jak wygląda pani plan startów podczas mistrzostw świata?

Na początku pojadę w supergigancie, który jest częścią kombinacji. Wystartuję głównie po to, żeby poznać trasę przed właściwym startem zaplanowanym na 8 lutego. Następnie zapewne wystartuję w zawodach drużynowych, a potem przede mną jeszcze start w slalomie równoległym i zwykłym. Gigant to moja koronna konkurencja i główny cel, choć w slalomie równoległym też liczę na dobry występ.

Ten sezon to dla pani na razie wzloty i upadki...

Nie do końca się zgadzam. Uważam, że jeżdżę całkiem nieźle. Na ogół w gigancie dojeżdżam do mety, więc mam tu mieszane uczucia, bo nawet gdy wypadałam z trasy, to same przejazdy do momentu wypadnięcia były całkiem niezłe.

Po cichu myśli pani o medalu?

Ostatnio zajęłam szóste miejsce, więc każde wyższe, będzie oznaczało mój najlepszy start w mistrzostwach świata. Oczywiście, marzę o tym, że wrócę z medalem.

W porównaniu z poprzednim sezonem mocno zmienił się pani sztab.

Nie do końca miałam wyjście, po prostu wiele rzeczy tak się ułożyło. Dołączył do nas Matteo Baldissarutti, z którym pracowałam wcześniej. Ostatnio pracował w sztabie Petry Vlhovej. Matteo przyprowadził z kolei nowego serwismena. Pochodzą z tej samej doliny i dobrze się znają. Wcześniej otaczali mnie sami mężczyźni, a chciałam mieć w teamie choć jedną dziewczynę, więc dołączyła do nas fizjoterapeutka Iwona Kohut.

Czytaj więcej

Kto zwycięży w alpejskim raju

Dlaczego pani tak zależało na kobiecie w zespole?

Wydaje mi się, że to jest normalne pragnienie. Jestem jedyną zawodniczką w teamie, więc fajnie byłoby mieć koleżankę, z którą można porozmawiać o różnych rzeczach, a nie tylko trzech trenerów. Oczywiście, z trenerami mam bardzo dobry kontakt, są fantastyczni, ale dziewczyna to dziewczyna.

Powiedziała pani, że poprzedni serwismen nie bardzo pasował charakterem do waszej drużyny, chociaż narty przygotowywał świetnie. Jaki typ ludzi najlepiej się sprawdza w tej pracy?

Z tym serwismenem nie dopasowaliśmy się charakterami, a to jest ważne, gdy dużo czasu spędza się we własnym gronie. Lubię ludzi, którzy są otwarci i nie chowają w sobie emocji, tylko rozmowami próbują dojść do sukcesu. Każdy ma prawo być introwertykiem, ale dobrze, jak w takim małym zespole ludzie stanowią zgraną ekipę. Kiedy w reprezentacji jest 10–15 zawodników, do tego trenerzy, inni członkowie sztabu, wygląda to inaczej. Można poszukać sobie partnera do rozmowy.

Chciała pani postawić mocniej na supergigant. Jak tutaj wygląda sytuacja?

Plan był taki, żeby wykonać więcej treningów supergiganta, jednak warunki pogodowe na to nie do końca pozwoliły. Im więcej kilometrów przejadę podczas treningów, tym bardziej się rozwinę. Innej drogi nie ma. Będziemy wykorzystywać wszystkie, nadarzające się okazje. Podczas mistrzostw świata chcę się jak najlepiej zaprezentować w supergigancie, ale wiem, które miejsce w stawce zajmuję. W tym sezonie Pucharu Świata startowałam tylko dwa razy w tej konkurencji i z miejsc nie jestem do końca zadowolona. Na szczęście wiem jakie błędy popełniłam.

Trenowała pani w Argentynie tak jak inne, bogate reprezentacje. Pod względem przygotowań udało się dogonić czołówkę?

Jeśli chodzi o konkurencje techniczne, to możliwości mamy takie same. Trening w Argentynie poszedł bardzo dobrze. Jeśli chodzi o zjazd czy supergigant, to musimy się dołączyć do kogoś z wielkich. A nie zawsze udaje się to zrobić. Jesteśmy małym teamem i nie mamy takich możliwości jak duże reprezentacje.

Pilnują swoich tajemnic, czy trudno zgrać terminy?

Duże teamy mają więcej zawodników i po prostu nie chcą, żeby razem ćwiczyło po 25 osób. Przyjmują narciarzy z innych zespołów, ale nie zawsze.

Decydują osobiste sympatie czy wysoka pozycja w PŚ?

Oczywiście, ludzie ze środowiska znają mnie z giganta, wiedzą, że jestem dosyć wysoko w tej konkurencji. W dużej mierze dzięki temu nas kojarzą i przyjmują na treningi konkurencji szybkościowych. Trzeba pamiętać, że duże reprezentacje mają podpisane różne umowy i dlatego nieraz same się łączą podczas treningów. Wtedy na stoku mają ponad 20 osób ze swoich ekip i kolejni zawodnicy nie są potrzebni, bo robi się zamieszanie. Po prostu dbają o siebie.

Może na takie treningi warto połączyć siły z Czechami i Słowakami?

To też są małe reprezentacje i nawet razem nie stanowimy odpowiednio dużej grupy. Trudno zabezpieczyć i zamknąć trasę supergiganta dla dwóch zawodniczek. Musimy liczyć na większych.

Jak wygląda pani plan startów podczas mistrzostw świata?

Na początku pojadę w supergigancie, który jest częścią kombinacji. Wystartuję głównie po to, żeby poznać trasę przed właściwym startem zaplanowanym na 8 lutego. Następnie zapewne wystartuję w zawodach drużynowych, a potem przede mną jeszcze start w slalomie równoległym i zwykłym. Gigant to moja koronna konkurencja i główny cel, choć w slalomie równoległym też liczę na dobry występ.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sporty zimowe
Dlaczego Rudolf Rohaczek został zwolniony, ale pozostanie legendą
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Sporty zimowe
Nie żyje Konstantin Kołcow. Policja ujawniła okoliczności śmierci partnera Aryny Sabalenki
Sporty zimowe
Puchar Świata w narciarstwie alpejskim. Slalomem po ósmy kryształ
Sporty zimowe
Łyżwiarstwo szybkie. Polacy powalczą o medale mistrzostw świata
Sporty zimowe
Kamila Walijewa wraca przed sąd. Łyżwiarze czekają na medale wywalczone w Pekinie