Wybory nowego prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej miały się odbyć 13 września. To już nieaktualne. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, 8 czerwca Piotr Gliński, wicepremier oraz minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, podjął decyzję mającą przyspieszyć termin walnego zgromadzenia delegatów.
Pierwotnie wybory były zaplanowane na 13 czerwca, a o przesunięciu ich o trzy miesiące zdecydował w maju zarząd związku. Powód? Z nieoficjalnych informacji wynika, że w ten sposób prezes PZPS Jacek Kasprzyk chciał osłabić szanse swojego głównego kontrkandydata Ryszarda Czarneckiego.
Ten ostatni jest jednym z najbardziej znanych i doświadczonych europosłów PiS. Jest też jednak wieloletnim działaczem sportowym, który w przeszłości m.in. zasiadał we władzach wrocławskich klubów i był wiceszefem wydziału zagranicznego PZPN. Od 2018 roku jest zaś wiceprezesem ds. międzynarodowych PZPS, a to, że walczy o pełnię władzy w związku, ujawniliśmy już w kwietniu.
Choć Czarneckiego obciąża wizerunkowo afera z rozliczaniem przejazdów w europarlamencie, do czego miał m.in. używać zezłomowanego kabrioletu, i tak uchodzi za faworyta. Walczący o drugą kadencję Jacek Kasprzyk często oceniany jest jako mało aktywny. Też zresztą popadł w kłopoty wizerunkowe, gdy komentując aferę w reprezentacji siatkarek, pozwolił sobie na dwuznaczny seksualnie żart.
Dlaczego przesunięcie wyboru nowych władz miałoby sprzyjać obecnemu prezesowi? – Liczy, że polska reprezentacja przywiezie medal z igrzysk w Tokio, co uspokoi sytuację w związku – mówi jeden z działaczy.