Bez medalu wracał pan z grudniowych mistrzostw Europy w Herning, rok temu na mistrzostwach świata w Barcelonie zdobył pan brąz. Mówiono, że Czerniak się skończył, a pan tłumaczył, że nie jest źle.
Przecież tylko ja wiem, jak jestem przygotowany i na co mnie stać, więc takie komentarze mnie nie dotknęły. Ale tej pewności siebie musiałem się nauczyć. Zawdzięczam ją także Bartkowi, który jest dla mnie nie tylko trenerem, ale i psychologiem. Wiele dały mi treningi z Otylią Jędrzejczak, która w grupie Bartka przez rok przygotowywała się do igrzysk. To niesamowita motywacja trenować z mistrzynią olimpijską, rekordzistką świata. Z taką osobą przyjemnie się przegrywa, co na treningu zdarzało mi się nieraz. Obserwowałem, jak zachowuje się w wodzie, jak się motywuje. Nauczyła mnie, jak radzić sobie, gdy jest gorzej, a gdy szło mi dobrze, tonowała mnie, żebym nie popadł w samozachwyt.
Po złocie Bartosz Kizierowski powiedział, że medal zdobył dojrzały zawodnik, który sześć lat temu przyszedł do niego jako chłopak. To prawda?
Kiedy w 2008 r. usłyszałem, że Bartek chce stworzyć w Hiszpanii grupę sprinterów, wiedziałem, że chcę w niej być. A gdy na mistrzostwach Polski Bartek podszedł do mnie i powiedział, że chce porozmawiać, wiedziałem, że nie mogę nie skorzystać z tej szansy. Nie było łatwo. Jako 19-latek wyjechałem z rodzinnych Puław w wielki świat, do Villafranca del Castillo pod Madrytem, rozstałem się z rodzicami i dwa lata młodszą siostrą Gabrysią, z którą byłem bardzo związany – razem trenowaliśmy, bardzo się wspieraliśmy. Musiałem się błyskawicznie nauczyć języka, samodzielności i nowych zasad treningu, bo Bartek jest bardzo wymagający i np. nie toleruje spóźnień. Za pięć minut spóźnienia każe robić 50 pompek, dzięki czemu nauczył punktualności nie tylko mnie, ale i Hiszpanów, choć niektórzy z nich są niewyuczalni. To kraj sjesty i długich rozmów o wszystkim. Do dziś nie mogę zrozumieć, że po męczącym treningu hiszpańscy koledzy potrafią przez godzinę się ubierać. Ja mam ochotę uciec i nie patrzeć na wodę, a oni siedzą i gadają nie wiadomo o czym. Ale i tak robią świetne wyniki. Mercedes Periz była w Berlinie czwarta na 50 metrów stylem grzbietowym, Judit Ignacio zdobyła srebrny medal na 200 m stylem motylkowym.
Po sześciu latach z grupy kilku Polaków został tylko pan. Dlaczego?
Ich wyniki nie były takie, jakich oczekiwałby Polski Związek Pływacki. U mnie trening Bartka od początku się sprawdzał. Ale też byłem bardzo zmotywowany. Wiedziałem, po co tu przyjechałem, choć jadąc do Madrytu, nie do końca wiedziałem, na co się piszę. Moje życie jest całkowicie podporządkowane pływaniu. Nie jest lekko trenować dwa razy dziennie z przerwą na jedzenie, spanie i odpoczynek. Dzień zaczynam pierwszym treningiem o ósmej rano. Po dwóch godzinach wychodzę z wody, jem śniadanie, a potem odpoczywam. Po obiedzie śpię i idę na kolejny trening. Jeśli akurat wypada dzień siłowni, którą mam trzy razy w tygodniu, zaczynam o 16, jeśli tylko trening w wodzie, to o 17. Kończę o 19, nierzadko tak zmęczony, że mam siłę tylko iść spać. Ostatni trening jest w sobotę rano, potem odpoczywam.