Korespondencja z Rzymu

Kiedy w ubiegły wtorek na kilka minut przed końcem meczu Chorwat Ivan Peresic strzelił Hiszpanom zwycięską bramkę, włoski sprawozdawca jęknął: „Mamma mia! A więc Hiszpania...”. Oznaczało to bowiem, że na Stade de France Włochom przyjdzie walczyć o ćwierćfinał nie z Chorwacją, a z obrońcami tytułu Hiszpanami. Nazajutrz „Gazzetta dello Sport” tytułowała na pierwszej stronie: „O MATKO, HISZPANIA!”.

Na meczu długim, ponurym cieniem kładzie się finał Euro 2012 w Kijowie, w którym Hiszpanie rozbili Włochów aż 4:0, a porażka tak bolała, że squadra azzurra schodziła z boiska roniąc łzy wstydu, frustracji i bezsilności. Teraz włoscy fachowcy w sążnistych analizach popartych rozrysowanymi schematami gry zastanawiają się głównie nad jednym: Jak odebrać Hiszpanom piłkę? Pesymiści obawiają się, że hiszpańscy żonglerzy postawią Włochów w sytuacji naiwnego, który dał się wciągnąć w grę w trzy karty. Optymiści, w tym były trener wielkiego Milanu i reprezentacji Arrigo Sacchi, podnoszą, że Hiszpanie co prawda mają w drużynie artystów futbolu, szczególnie Iniestę, ale Italia posiada świetnie zorganizowany zespół, który porusza się po boisku i działa jak karne wojsko pod dowództwem genialnego stratega.. Powiadają, że selekcjoner Antonio Conte to największy atut drużyny złożonej z graczy, którym Pan Bóg nie pobłogosławił szczególnym futbolowym talentem, ale wynagrodził ambicją i duchem walki. Wszyscy widzą ten mecz jako pojedynek włoskiej szybkości i sprytu z hiszpańską machiną próbującą zgubić rywali w labiryncie tysięcznych podań. Andrea Pirlo, ostatni włoski geniusz piłki, który potrafił chirurgicznym podaniem rozciąć defensywę rywali jak rozgrzany nóż kostkę masła, twierdzi nawet, że to może być woda na młyn Włochów. Podkreśla, że obecna włoska reprezentacja nie lubi i nie umie prowadzić gry, bo wtedy nie bardzo wie, co zrobić z piłką. Natomiast skazana na grę z kontrataku jest w swoim żywiole i może każdemu rywalowi zrobić krzywdę, jak choćby faworyzowanej Belgii w grupowym meczu sprzed dwóch tygodni (2:0).

Włosi ogromne nadzieje pokładają również w wypoczętych nogach włoskich graczy. Conte mając zapewnione grupowe zwycięstwo do ostatniego meczu przeciw Irlandii (22.06, 0:1) posłał do boju aż 9 rezerwowych. Co prawda upadł mit, że wobec wyrównanych, dość skromnych umiejętności włoskich graczy w zespole każdy może zastąpić każdego. Choć Włosi wystąpili w składzie, w którym nigdy nie grali i już nie zagrają, wyglądało to fatalnie: brak zgrania, niecelne podania i potworny chaos w obronie.  Nazajutrz „Gazzetta dello Sport” apelowała z pierwszej strony: „Oddajcie nam naszą Italię!”. Teraz wszyscy chwalą decyzję Contego, bo oznacza, że poza defensorami Andreą Barzaglim i Leonardo Bonuccim, Włosi przed meczem z Hiszpanią mogli regenerować się i odpoczywać przez 10 dni, a rywale tylko 6. Hiszpanie mają w nogach 3 mecze, a squadra azzurra tylko dwa, w tym jeden ze Szwecją rozgrywany w tempie przystającym bardziej konduktowi pogrzebowemu. Jak istotne są w tym turnieju siły i świeżość, zdaniem włoskich fachowców pokazał mecz Polski ze Szwajcarią, w którym mający dwa dni mniej na odpoczynek Polacy po godzinie dobrej gry podpierali się nosami (przy okazji tego meczu „Corriere della Sera” bije się piersi: „A myśmy Błaszczykowskiego spisali na straty....”).

Jeśli chodzi o bardziej szczegółowe rozważania taktyczne, i Pirlo i poprzedni playmaker squadra azzurra Demetrio Albertini twierdzą, że Hiszpanom będzie się bardzo niewygodnie grało przeciw wloskiemu systemowi 3-5-2, bo będzie tłok w środku pola. Bardzo liczą, że jednak uda się przejąć tam kilka piłek i wyprowadzić kontrę, szczególnie, że hiszpańscy napastnicy bardzo niechętnie cofają się do gry obronnej. Pojawiają się też spekulacje, że Conte będzie się starał zaskoczyć Hiszpanów tercetem w ataku: Emanuele Giaccherini, Graziano Pellé i sprowadzony z Brazylii Eder (pradziadek był Włochem). Wszystkich martwi, że z powodu urazu nie będzie mógł zagrać prawy pomocnik Antonio Candreva. Zastąpi go o wiele mniej przebojowy i wolniejszy Alessandro Florenzi

W Italii, gdzie zapewne 20 milionów fanów zasiądzie przed telewizorami, wszyscy oczekują meczu z wielkim niepokojem. „Gazzetta dello Sport” zagrzewa do walki: „Italio! Gaz do dechy!”, ale wszyscy, też moi sąsiedzi, kioskarz, sklepikarz i portier, obawiają się, że bez ingerencji sił wyższych, wyjątkowo sprzyjącej fortuny czy zbiegu nadzwyczajnych okoliczności, wyeliminować Hiszpanów będzie niezwykle trudno.