Ciężarowiec Tomasz Zieliński, u którego kontrola antydopingowa przeprowadzona podczas igrzysk w Rio wykazała obecność nandrolonu, był kontrolowany przed wyjazdem do Brazylii przez laboratorium antydopingowe w Warszawie i ta kontrola dała wynik pozytywny. 

Wykrytą substancją też był nandrolon.  Oznacza to, że prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Szymon Kołecki, który podał się do dymisji, słusznie obawiał się wysyłania Tomasza Zielińskiego na igrzyska.

Adrian Zieliński, mistrz olimpijski z Londynu, mówił „Wirtualnej Polsce” w Rio, już po dyskwalifikacji brata: - Przed wyjazdem był badany co tydzień. To niewytłumaczalne, żeby wpadł tu na kontroli. W Polsce był "czysty", a tu okazał się "brudny". Jakim cudem? Kontroler powiedział nam, że Tomek musiał wziąć zastrzyk tuż przed wyjazdem. A ja przecież od 10 lat jestem z nim na wszystkich zgrupowaniach, wspólnie mieszkamy, robimy wszystko razem... Polski system kontroli dopingu należy do najlepszych na świecie. Są świetne maszyny, w naszym ciężarowym świecie mówi się, że jeżeli przeszedłeś kontrolę w Polsce, to możesz jechać na każdą kontrolę świata. Na pewno jesteś czysty. Brazylia to trzeci świat. Tomek musiałby być skończonym idiotą, żeby wziąć substancję, która zaczyna działać po 5-6 tygodniach, a utrzymuje się w organizmie przez 18 miesięcy.

Tymczasem, według najnowszych informacji, Adrian także został przyłapany na dopingu.