To prawda, że mała skocznia naprawia duże błędy, a duża skocznia małe?
Można tak powiedzieć. Posłużę się przykładem Adama Małysza z wczesnych lat kariery. Zimą 1996/1997 roku miał już trzy zwycięstwa w Pucharze Świata i był kilka razy na podium, wygrał m.in. próbę przedolimpijską, ale potem nastąpiło załamanie i pamiętam, że Adam wyłączył się ze szkolenia centralnego. Pełniłem wówczas funkcję wiceprezesa PZN, więc poprosił mnie o trening ze szkoleniowcem klubowym. Wrócił z nim wtedy na 15-metrową skocznię w Wiśle. Dwa dni chodziłem tam i patrzyłem, jak zwycięzca w PŚ skacze na tak małym obiekcie. Taka maleńka skocznia wyczyściła błędy, Adam wrócił do dobrego skakania, tylko trener Pavel Mikeska miał pewne pretensje, że ta akcja było zrobiona trochę za jego plecami. Ale pomogła.
Czytaj więcej
Trzykrotny triumfator turnieju jest jedynym z Polaków, który odpadł w kwalifikacjach do trzeciego konkursu. Wygrał je w Innsbrucku lider Ryoyu Kobayashi. Sztab szkoleniowy polskiej kadry podjął decyzję o wycofaniu Stocha z turnieju.
Czyli to żadna nowość, tylko wypróbowana metoda szkoleniowa?
Pamiętam, gdy zimą 1987 roku był taki moment nawet w karierze Piotra Fijasa, że słabo skakał i również został skreślony ze startów. Trenerem kadry był wtedy Tadeusz Kołder. Fijas z Tadeuszem Pawlusiakiem pojechali więc do Zakopanego, trenowali spokojnie tydzień na Wielkiej Krokwi, by trzy tygodnie później zjawić się na lotach w Planicy i tam, w połowie marca 1987 roku, Fijas ustanowił znany rekord świata długości lotu – 194 metry. Czyli przerwa i duża Krokiew, ale mniejsza od Letalnicy, też pomogła.