Rosjanie żyją na wygnaniu, bo próbowali manipulować danymi, żeby zatrzeć ślady po wspieranym przez państwo zorganizowanym systemie dopingowym. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) chciała ich wyrzucić z mistrzowskich imprez na cztery lata, udało się na dwa. Wyrok złagodził Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS).
Dziś Rosjanie nie mogą organizować wydarzeń o randze światowej ani zajmować miejsc we władzach międzynarodowych federacji. Wysłali na igrzyska 328 olimpijczyków, ale ci startowali bez flagi, a na podium podczas dekoracji zamiast hymnu słuchali koncertu Piotra Czajkowskiego.
Rosjanie byli oczywiście w Tokio widoczni, bo wykorzystali wszystkie furtki, które zostawili im sędziowie CAS. Przygotowali kolekcję strojów w narodowych barwach i choć podczas zawodów spikerzy mieli ich przedstawiać jako reprezentantów Komitetu Olimpijskiego Rosji, to ostatecznie nazwa „Rosja" wybrzmiała nawet podczas ceremonii otwarcia, i to w trzech językach: po angielsku, francusku i japońsku.
Wielki grzech
Dawna potęga robi małe kroki w kierunku rehabilitacji. Postępy podobno są widoczne, choć WADA odebrała rosyjskiemu laboratorium prawo do badania próbek krwi, a pierwszym olimpijczykiem, który wpadł w Tokio na dopingu, był Rosjanin. – Pojawiają się pewne elementy, które mogą niepokoić w kontekście realizacji wyroku CAS, ale Rosjanie starają się je na bieżąco wyjaśniać. Jest za wcześnie, aby mówić, że są blisko pełnego powrotu do systemu, ale jesteśmy zapewniani o pełnej woli współpracy, by w 100 procentach zrealizować wyrok CAS i nasze zalecenia – wyjaśnia szef WADA Witold Bańka w rozmowie z „Rz".
Ważnym punktem planu uzdrowienia jest wybór szefa Rosyjskiej Agencji Antydopingowej (RUSADA). To stanowisko, które w sierpniu ubiegłego roku opuścił oskarżony o nieprawidłowości finansowe Jurij Ganus. Wielu uważa, że zapłacił cenę za odważną restrukturyzację i ostre wypowiedzi o problemach rosyjskiego systemu antydopingowego.