W ułamku sekundy sukces zamienił się w koszmar i trudno wyobrazić sobie bardziej skrajne nastroje niż te w garażu belgijskiej ekipy. Dwa samochody tegorocznych debiutantów w 24h Le Mans zmierzały po sensacyjny dublet, ale gdy jedna załoga w składzie Robin Frijns, Ferdinand Habsburg i Charles Milesi świętowała historyczny sukces, druga rozpaczała po przegraniu wyścigu w ostatnich minutach.
W klasyfikacji generalnej całodobowe zmagania na Circuit de la Sarthe nie przyniosły żadnych niespodzianek. Najmocniejsza kategoria Hypercar składa się tylko z pięciu samochodów, wystawianych przez trzy zespoły (Toyota, Alpine i Glickenhaus). Dominująca Toyota miała swoje problemy – już na początku jeden z jej samochodów stracił czas po kolizji z autem rywali, a później oba auta Toyoty miały kłopoty z układem paliwowym i zmianą biegów – ale bez problemu odniosła czwarte z rzędu zwycięstwo.
Obie załogi japońskiego producenta dzieliły na mecie dwa okrążenia, a trzecia w wyścigu ekipa Alpine straciła cztery rundy do zwycięzców.
Brak emocji w ścisłej czołówce z nawiązką wynagrodziła rywalizacja w LMP2. Druga najszybsza kategoria zgromadziła na starcie aż 24 samochody, a niemal połowa z nich walczyła o czołowe pozycje. Po kolizjach i błędach z rywalizacji odpadały kolejne auta. Pełna wydarzeń noc zakończyła się podwójnym prowadzeniem nowicjuszy z WRT. Załoga z Kubicą w składzie jechała na drugiej pozycji, a prowadzenie w wewnętrznej zespołowej walce objęła godzinę i 40 minut przed metą. Przewaga nad bliźniaczym autem wzrosła do 20 sekund, aż nadeszło dramatyczne ostatnie okrążenie. Jadący na ostatniej zmianie Ye zatrzymał się na torze.
W drugim samochodzie ekipy WRT Frijns do samej mety bronił przewagi przed załogą zespołu Jota. Po 24 godzinach walki różnica na finiszu wyniosła zaledwie 0,727 sekundy. Na piątym miejscu w LMP2 i dziesiątym w klasyfikacji generalnej swój trzeci start w 24h Le Mans zakończył polski zespół Inter Europol Competition, startujący w składzie Jakub Śmiechowski, Alex Brundle i Renger van der Zande.