Tylko jeden z trzech sędziów widział jego zwycięstwo z broniącym tytułu organizacji WBC w wadze półciężkiej Jeanem Pascalem. Pozostali dwaj wypunktowali remis co pozwoliło Kanadyjczykowi zachować mistrzowski pas.

Pojedynek w Quebec City zaczął się szczęśliwie dla pochodzącego z Haiti Pascala. Urodzony w Filadelfii Hopkins, były król wagi średniej, a wcześniej kryminalista, którego w młodości skazano na 34 lata więzienia (wyszedł po czterech) już w pierwszej rundzie był liczony po nieprawidłowym ciosie młodszego o 18 lat Kanadyjczyka. Później leżał na deskach jeszcze raz w trzecim starciu, ale ostatnie sześć rund należało już dla niego. To był pokaz mądrego, skutecznego boksu w wykonaniu „Kata". Perfekcyjne ciosy na korpus, zmiany tempa walki, wyprzedzające prawe bezpośrednie zupełnie rozmontowały defensywę jednostronnego mistrza świata.

Hopkins zasłużył na zwycięstwo, ale nie wygrał. - Zostałem okradziony - powie po ogłoszeniu werdyktu. Pascal nie wyglądał na szczęśliwego choć zachował pas. Czuł, że był gorszy, ale nie chciał się do tego przyznać. Ale takie są reguły gry w tym biznesie i Hopkins na pewno o tym wie. Gdyby lepiej rozegrał pierwszą część tego pojedynku i nie czekał na ataki silnego i szybkiego Pascala zapewne pobiłby rekord należący do George'a Foremana i został najstarszym mistrzem zawodowego boksu.

Kilka godzin wcześniej, tak jak Hopkinsa oszukano też w Berlinie Rosjanina Denisa Lebiediewa w pojedynku z Niemcem Marco Huckiem. Pochodzący z Bośni mistrz świata organizacji WBO w wadze junior ciężkiej cieszył się już przed ogłoszeniem werdyktu. Cieszyli się też wszyscy z nim związani, na czele z promotorem Wilfriedem Sauerlandem, który czuwał, by Huckowi nie stała się krzywda.

Niepokonany Lebiediew był w tym pojedynku lepszym pięściarzem, ale to było za mało, by przekonać sędziów. Tylko jeden z nich widział zwycięstwo Rosjanina. Dwaj inni opowiedzieli się za mieszkającym w Bielefeld Bośniakiem. - No i cóż można z tym zrobić - pytał po rosyjsku swojego trenera i menedżera bezradny Lebiediew widząc co się dzieje. Zapomniał chyba gdzie i z kim walczy. Sam sobie niestety jest winien tego co się stało. Przyznał, że był pewny, że wygrywa i w decydującej fazie nie dążył do zwycięstwa za wszelką cenę pozwalając na remisowe rundy. To go zgubiło, nie zabrał Huckowi mistrzowskiego pasa, bo zapomniał, że zawodowy boks, to bardziej biznes niż sport.