Rozmowa o kleju

27 maja 2012 mija 25 lat, odkąd FC Porto z Józefem Młynarczykiem w bramce zdobyło piłkarski Puchar Europy, pokonując 2:1 Bayern Monachium na Ernst Happel Stadion w Wiedniu

Publikacja: 27.05.2012 01:01

Józef Młynarczyk, 2010 r.

Józef Młynarczyk, 2010 r.

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Fragmenty rozmowy z Józefem Młynarczykiem z archiwum Rzeczpospolitej z 2004 roku

Czym smarują buty piłkarze Portugalii? To ich klej czy import z Brazylii?

Nie pamiętam nazwy tego kleju w języku portugalskim, po polsku nazywa się to miłość do piłki. Wszystko, co dobre w piłce portugalskiej, jest pochodną tego kleju. W piłkę gra się od dziecka, dzięki piłce jest się kimś: ma się co jeść, w domu jest piękna żona, kupuje się mieszkania i domy. Najlepsi kupują po kilka domów. Wielokrotnie słyszałem, jak matki mówiły: "Boże, żeby moja córka wyszła za mąż za piłkarza".

Zna pan Portugalczyka, który ma kilka domów z kopania piłki?

Znam dobrze, nazywa się Vitor Baia, był bramkarzem w drużynie juniorów FC Porto, kiedy ja byłem w tym klubie w drużynie seniorów. My zaczynaliśmy trening o dziesiątej rano, juniorzy o jedenastej i kiedy rozgrzewałem się obok bramki kilka minut przed dziesiątą, Vitor już tam był. Patrzył, co my, starsi bramkarze robimy przez godzinę, potem szedł na swoje zajęcia i jak mi mówiono, naśladował nas we wszystkim. On bardzo chciał grać w pierwszej drużynie FC Porto, co wkrótce się stało. Potem poszedł do Barcelony za siedem milionów dolarów, grał cały czas w reprezentacji Portugalii, był bożyszczem. Czy można się dziwić, że ma kilka domów?

Wracając do kleju, miłość do piłki to uczucie, a mnie chodzi o fizykę. Czemu piłka nie odskakuje im od nogi, a naszym odskakuje?

Najogólniej mówiąc, oni grają od chwili opuszczenia kołyski. Grają codziennie, gdzie się da, dozorcy kamienic nie mówią chłopakom, że w piłkę gra się tylko na boiskach. W Portugalii można grać na podwórkach, właściwie wszędzie, gdzie jest kawałek wolnej przestrzeni. Nawet trzeba grać.

To obywatelski obowiązek?

To więcej niż obowiązek. To religia. Kiedy mężczyzna ma sześć, siedem lat i przychodzi dzień naboru do sekcji piłkarskiej FC Porto, Benfiki czy Sportingu Lizbona, cała rodzina ubiera się elegancko i wyrusza z dzieckiem na boisko. Na czele pochodu idzie przyszły Luis Figo, trzymany za rękę przez rodziców, za nimi podążają ciotki z wujkami, rodzeństwo, pochód zamyka babcia z dziadkiem. Nie widziałem, jak wygląda portugalska matura, nie wiem, czy to jest wielki dzień w życiu młodych ludzi tego kraju, wiem natomiast, jak wygląda egzamin wstępny do sekcji piłkarskiej FC Porto. Ci ojcowie i dziadkowie to bardzo często członkowie klubu. Przyglądanie się temu piłkarskiemu pospolitemu ruszeniu było jednym z moich ważnych doświadczeń jako zawodowego piłkarza. Na czas naboru zabierano nas, pierwszą drużynę, na zgrupowania, albo dawano wolny dzień, żeby dzieciaki miały do dyspozycji cały stadion, z płytą główną włącznie. To było święto piłki.

Nie powiedział pan, czemu naszym piłka odskakuje...

Za mało gramy, za rzadko, a wszystko dlatego, że nasze dzieci nie mają gdzie grać. Nie dość, że komputery i telewizory zabierają piłce utalentowanych chłopaków, to jeszcze dozorcy ich przepędzają z podwórek i innych placów w mieście. I potem piszecie w gazetach, że napastnicy mają źle ustawione celowniki. Nawet najlepsze przyrządy celownicze nie pomogą, jak strzela się ze ślepaków.

Mówi pan po portugalsku?

Grałem w FC Porto trzy i pół roku, potem pracowałem przez pięć lat, więc nawet gdybym nie chciał, musiałem mówić. Do Porto przyjechałem z Bastii, to jest na Korsyce i trochę rozumiałem francuski, więc było mi łatwiej zrozumieć, co do mnie wołają piłkarze FC Porto. Słownik bramkarza nie jest grubą książką, on musi umieć krzyknąć - puść, moja, idź w lewo, idź w prawo. Obrońcy krzyczą do niego - twoja, zostaw, wybij, uważaj na lewy słupek. Podczas meczu konwersacja jest skromna, zdania krótkie, konkretne.

Andrzeja Juskowiaka podobno uczył portugalskiego profesor uniwersytecki, zresztą Polak, i skutek nie był dobry. Gwiazdę Sportingu rozumieli literaci z Lizbony, ale ni w ząb piłkarze. Miał pan nauczyciela?

Nie miałem, nikt mi tego nie proponował i nikt nie stawiał takich warunków, że jak po pół roku nie będę czytał gazety, to rozwiążą ze mną kontrakt. Język piłki to nie jest duży zasób słów. Na boisku trzeba rozumieć intencje, na objaśnianie których nie ma czasu ani miejsca. Powiedzmy tak: lepiej jak zagraniczny piłkarz rozumie język kraju, w którym gra, ale nie jest to niezbędne.

Jakim krajem dla przybysza z Polski jest Portugalia?

Na to pytanie łatwo odpowiedziałby Grzegorz Mielcarski, który chce wrócić na stałe do Porto. Tam jest słońce, tam jest uśmiech, tam jest dobre jedzenie i takie samo wino. Tam jest ogólna życzliwość, a wokół byłego wybitnego piłkarza, coś więcej niż życzliwość. Mielcarskiego tam się wciąż podziwia i szanuje. Mieszkałem w tym kraju ponad osiem lat i rozumiem, że można tam chcieć wrócić.

Pana też szanowano. Czemu pan nie mieszka w Porto?

Bardzo głęboko zapuściłem korzenie w polską ziemię. Pojechałem za chlebem już jako doświadczony piłkarz, w Porto zjawiłem się mając 33 lata. Po mistrzostwach świata w 1986 roku kupiliśmy z żoną dom w Łodzi, więc powrót był czymś naturalnym. Powiem panu szczerze - ja się bałem Portugalii. Bałem się, że się potknę w interesach i mogę być drugim Eusebio. Kiedyś noszono go na rękach, a dzisiaj nie ma co do garnka włożyć.

Może to nie wina Eusebio?

W jakiejś części tak, ale przecież on nie żył wśród obcych ludzi, na innej planecie. Nie przegrał w kasynie, nie przepił, nie przehulał. Był prostym człowiekiem, ale bardzo wrażliwym i na widok każdego żebraka sięgał do portfela. Poza tym był wykorzystywany przez różnych cwaniaków. To legenda portugalskiej piłki i jednocześnie postać tragiczna. Nie wiem, dlaczego, ale przypadek Eusebio był dla mnie przestrogą. On też na swój sposób był przybyszem z zewnątrz, pochodził z Mozambiku. W Portugalii spotkałem wielu piłkarzy, którzy klepali biedę, chociaż byli kiedyś idolami tłumów i ludźmi bogatymi. Bałem się, żeby nie być jednym z nich.

Fragmenty rozmowy z Józefem Młynarczykiem z archiwum Rzeczpospolitej z 2004 roku

Czym smarują buty piłkarze Portugalii? To ich klej czy import z Brazylii?

Pozostało 98% artykułu
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową