W marcu 1964 r. prezydent Finlandii, Urho Kekkonen, odbierał na Uniwersytecie Warszawskim tytuł doktora honoris causa. Wizyta w Polsce miała jednak także ważną część nieoficjalną. Parę dni po uroczystościach w stolicy pierwszy obywatel Kraju Tysiąca Jezior odbył wycieczkę narciarską w Zakopanem ze słynnym skoczkiem, Stanisławem Marusarzem. Było to spotkanie dwóch emerytowanych sportowców. Fin nim zajął się polityką, uprawiał lekkoatletykę. Wynikiem 9 m 72 cm ustanowił nawet rekord świata w trójskoku bez rozbiegu. W swoim dorobku mial złoto i trzy brązowe medale mistrzostw kraju w skoku wzwyż, złoto w skoku wzwyż z miejsca, a także srebro w biegu na 100 metrów.
Na fotelu prezydenckim Kekkonen zasiadł w 1956 r. i nie opuścił go aż do 1982 r. Przed trzema laty Finowie jednak już nie chcieli kolejnego lekkoatlety w roli głowy państwa. Sari Essayah, w ostatniej dekadzie XX w. była nawet mistrzynią świata i Europy w chodzie sportowym. Sukcesy nie wystarczyły do zdobycia zaufania obywateli w kraju. Podczas wyborów prezydenckich w 2012 r. uzyskała najmniej głosów ze wszystkich kandydatów.
Piłka nożna to najpopularniejszy sport świata, ale nawet wielu sławnych herosów muraw nie potrafiło przekuć sławy na sukces w wyborach prezydenckich. Najjaskrawszy przykład w tym towarzystwie stanowi George Weah. Pierwszy afrykański laureat nagrody FIFA dla najlepszego piłkarza roku na świecie przegrał drugą turę wyborów prezydenckich w Liberii 10 lat temu. Kandydaci przez całą kampanię wytykali mu braki w edukacji i w końcu wyborcy odwrócili się od faworyta.
Już przed Weahem zdarzali się piłkarze z ambicjami sięgającymi najwyższych urzędów w państwie. Islandczyk, Albert Gudmundsson, na przełomie lat 40-tych i 50-tych, w czasach, gdy Polakom z trudem szła odbudowa ligi, czarował umiejętnościami w klubach takich jak Glasgow Rangers, Arsenal Londyn, czy AC Milan. Był drugim graczem spoza Wysp Brytyjskich w angielskiej ekstraklasie, a z Racingiem Paryż zdobył Puchar Francji. Po karierze wrócił w rodzinne strony i spróbował swoich sił w polityce. Wystartował w wyborach prezydenckich w 1987 r., ale dostał tylko 11% głosów.
Jeszcze gorzej poszło Miroslavowi Blazeviciowi. Dawny piłkarz Dinama Zagrzeb oraz Hajduka Split w 1998 r. w roli selekcjonera zajął z reprezentacją Chorwacji trzecie miejsce na mundialu we Francji. Widać pamięć o tych sukcesach nie była zbyt trwała, bo zaledwie 7 lat później uzyskał w wyborach prezydenckich tylko 0,8%. Poległ też jego kolega po fachu z Ugandy, Jaberi Bidandi Ssali, zdobywca dwóch tytułów mistrzowskich w lidze i przez krótki czas szkoleniowiec kadry swego kraju. W 2011 r. zagłosowało na niego tylko 0,44% obywateli.