Rzeczpospolita: I co pan myśli po dwóch zwycięskich meczach reprezentacji? Słyszę na ulicy, że Polska jedzie do Francji po mistrzostwo Europy...
Andrzej Juskowiak: Nie dziwię się temu optymizmowi. Jesteśmy świadkami niecodziennych wydarzeń. Kiedy ostatnio widział pan wypełnione stadiony na meczach towarzyskich reprezentacji? I to wcale niemałe stadiony. Ludzie przychodzą nie tylko po to, by zobaczyć Roberta Lewandowskiego, tak jak się ogląda Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Przychodzą, bo Polacy grają ładnie i zwyciężają.
Widzi pan zależność między pełnymi trybunami a grą?
Kibice niosą zawodników, piłkarze zaczynają się bawić tym, że strzelają bramki. Jeszcze do niedawna, żeby zdobyć jedną, potrzebowali pięciu–sześciu okazji. Dziś, jakkolwiek by kopnęli, wpada. Staliśmy się do bólu skuteczni.
Niczego reprezentacji nie odbieram, ale Finlandia nie należała do najtrudniejszych przeciwników. Może trochę mydlimy kibicom oczy, zachwycając się wynikiem?