Sporty zimowe: drożej i skromniej

Puchar Świata zacznie się w Wiśle od skoków na igelicie z powodu wczesnej daty i energetycznego kryzysu. To sygnał dla całego narciarstwa.

Publikacja: 26.10.2022 03:00

Dawid Kubacki podczas treningu w Szczyrku

Dawid Kubacki podczas treningu w Szczyrku

Foto: PAP/Grzegorz Momot

Naśnieżanie i przygotowanie skoczni kosztowało w poprzednich sezonach 500–600 tysięcy złotych, teraz, gdy koszty energii poszły ostro w górę, białe otwarcie kalendarza skoków okazało się za drogie.

Skoki hybrydowe, czyli połączenie lodowych torów z igelitem, są jakimś rozwiązaniem problemu, przed którym wkrótce staną wszystkie sporty zimowe przez lata wspierane mrożeniem lodu i produkcją sztucznego śniegu.

Armatki śnieżne i reflektory stały się częścią narciarstwa. Teraz ceny prądu i paliw każą na nowo myśleć o ekonomii zimowego wyczynu i rekreacji. Nikt nie mówi o końcu sztucznego naśnieżania, jednak Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) już we wrześniu przyznała, że kryzys energetyczny może doprowadzić do odwołania niektórych zawodów w narciarstwie klasycznym i alpejskim. W narciarstwie dowolnym takie odwołania już stały się faktem.

To może być dużo mniej kolorowa zima

– Nie mamy jeszcze planu B – oświadczył sekretarz generalny FIS Michel Vion, podkreślając jednak, że problemem jest naśnieżanie i imprezy z oświetleniem, że nie jest łatwo szykować zawody, gdy obok ludzie muszą oszczędzać wodę i prąd. Międzynarodowa federacja, tak jak w Wiśle, już zaczęła współpracę z organizatorami, szukając możliwości zmniejszenia zapotrzebowania na energię. Na razie oszczędności mają być proste: krótszy czas włączania świateł, mniejsza moc urządzeń, mniej włączonych generatorów, przede wszystkim poza czasem rywalizacji.

W Oberstdorfie, gdzie corocznie zaczyna się Turniej Czterech Skoczni, koszty prądu nie są jeszcze znane, gdyż dostawca rozwiązał umowę, a nowa oferta nie przewiduje już stałej ceny.

Sekretarz Vion zasugerował więc, że choć skala problemu może być różna, a zużycie energii zależy też od pogody, to działać należy już teraz i nawet dużo bogatsze niż skoki narciarstwo alpejskie musi poddać się rygorom. Nocne slalomy w świetle reflektorów w Garmisch lub Schladming mogą zostać odwołane. Już dwa lata temu naśnieżanie całego terenu narciarskiego w Ga-Pa kosztowało 1,35 mln euro.

Prognozy FIS są ponure, ale nie wszyscy działacze się z nimi zgadzają, zwłaszcza Austriacy. – Straszenie nie jest drogą do rozwiązania problemów – stwierdził Christian Scherer, sekretarz generalny Austriackiego Związku Narciarskiego w odpowiedzi na słowa Viona. Działacze austriaccy sądzą, że opanują trudną sytuację. Start alpejskiego PŚ w Solden udał się im jednak tylko w połowie, kobiecy slalom gigant odwołano.

Prawdziwym wyzwaniem może być główna, turystyczna część narciarstwa alpejskiego. Skokowy wzrost cen prądu i gazu oznacza oczywisty wzrost wszystkich cen. W Austrii niektóre hotele już podniosły zimowe opłaty o 20 procent. Operatorzy kolejek linowych zapowiedzieli, że podniosą ceny karnetów na wyciągi średnio o 8–10 procent, że kolejki linowe będą jeździć wolniej, by zużyć mniej energii, że z tego samego powodu nie będzie już na wyciągach podgrzewanych siedzeń oraz ograniczone zostaną możliwości wieczornej jazdy.

Pociechą dla gości ma być fakt, że operatorzy stoków nie chcą w pełni przerzucać rosnących kosztów na turystów. Planowane podwyżki są poniżej aktualnej stopy inflacji w Austrii, która we wrześniu wynosiła 10,5 proc.

Podobne ruchy cen przewiduje się jednak wszędzie, bo koszty energii stały się ogromne, a jak wyliczyli przedstawiciele Tatry Mountain Resorts, w ciągu jednej godziny naśnieżania nartostrad o długości 20–30 kilometrów zużywa się tyle energii, ile potrzebuje czteroosobowa rodzina przez rok. Jeden obszar narciarski Saalbach-Hinterglemm zużywa w sezonie tyle energii elektrycznej, co 5 tys. gospodarstw domowych rocznie.

Inne sporty zimowe też nie unikną kryzysu energetycznego. Mrożenie torów bobslejowych i saneczkowych to miliony kilowatogodzin, podobnie jak mrożenie tafli lodowych w halach łyżwiarskich oraz hokejowych. W Niemczech już podjęto decyzję o opóźnieniu otwarcia sezonu bobslejowego oraz zmniejszeniu grubości lodu na torach. Koszty utrzymania lodowisk pod dachem szacuje się na dwa–cztery razy większe niż rok temu, prawdopodobnie oznacza to koniec działalności wielu hal.

Ośrodki biatlonowe takie jak Oberhof dążą do wytwarzania własnej energii z fotowoltaiki, ciepła odpadowego i elektrociepłowni. Biatlonowy Puchar Świata podobno zagrożony nie jest, imprez jest względnie niewiele, doświetlanie tras jest działaniem rzadkim, więc może sezon się uda. Kierunek – znaczna oszczędność energii – został jednak wytyczony.

Rosnące problemy ze sportową zimą wydaje się dostrzegać także Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który zapewnił, że wyrównał już inflacyjne dofinansowanie federacjom sportów letnich, ale, cytując słowa przewodniczącego Thomasa Bacha: – W przypadku sportów na lodzie i na śniegu sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

To może być dużo mniej kolorowa zima.

Naśnieżanie i przygotowanie skoczni kosztowało w poprzednich sezonach 500–600 tysięcy złotych, teraz, gdy koszty energii poszły ostro w górę, białe otwarcie kalendarza skoków okazało się za drogie.

Skoki hybrydowe, czyli połączenie lodowych torów z igelitem, są jakimś rozwiązaniem problemu, przed którym wkrótce staną wszystkie sporty zimowe przez lata wspierane mrożeniem lodu i produkcją sztucznego śniegu.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Skoki narciarskie
Kamil Stoch z własnym trenerem. Polski Związek Narciarski wyraził zgodę
Skoki narciarskie
Konkurs lotów w Planicy. Kryształy były dla innych
Skoki narciarskie
Planica. Ostatni kryształ dla Daniela Hubera, piękne loty Olka Zniszczoła
Skoki narciarskie
Finał PŚ w Planicy. Drużynowo najlepsi Austriacy, Polska piąta
Skoki narciarskie
Skoki narciarskie. Alexander Stoeckl może przejąć reprezentację Polski