Polacy, zgodnie z prawem gospodarzy, w piątkowych kwalifikacjach mogli wystartować w składzie powiększonym o tzw. grupę krajową, do 12 osób. Złą wiadomością jest to, że wystartują w dziesiątkę, gdyż Dawid Kubacki i Paweł Wąsek mieli pozytywny wynik testu na Covid-19. O tym, że nie będzie skakał kontuzjowany Kamil Stoch, wiadomo było już wcześniej.
Oprócz Jana Habdasa, zastępującego Stocha, na Wielkiej Krokwi pojawią się zatem w piątek: Piotr Żyła, Jakub Wolny, Andrzej Stękała, Aleksander Zniszczoł, Maciej Kot, Tomasz Pilch, Klemens Murańka, Kacper Juroszek i Stefan Hula.
– Trójka Stoch, Żyła i Kubacki w kontekście igrzysk wciąż wydaje mi się nienaruszalna, pozostają dwa miejsca, które inni muszą sobie wywalczyć. Nagle ktoś może zacząć skakać dzień po dniu rewelacyjnie, także podczas treningów oraz kwalifikacji i zdobędzie tę nominację. Dlatego najbardziej będę zainteresowany naszymi skoczkami – mówi „Rz" prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.
Dobrą wiadomością jest to, że na Wielkiej Krokwi zjawią się widzowie. Nie będzie ich na trybunach tylu, co zwykle, czyli sporo ponad 20 tys., ale powinno się zjawić od 5 do 7 tys. osób (na sobotę i niedzielę przygotowano po 9 tys. biletów), które wytrzymają znaczną podwyżkę cen wejściówek, kosztów przyjazdu i pobytu oraz restrykcje sanitarne pod Tatrami.
Zapewne zobaczą niezłe zawody – frekwencja ma dopisywać: 18 krajów, 71 uczestników kwalifikacji (dawno tylu nie było), 9 ekip w rywalizacji drużynowej. Na pewno zabraknie Finów, Francuzów, Włochów i Chińczyków, ale z tych, którzy dużo więcej znaczą, nie będzie tylko Austriaka Stefana Krafta (trening indywidualny w kraju) oraz Norwega Roberta Johanssona (problemy z plecami). Pozostali zagraniczni bohaterowie zimy pojawią się na pewno.