Rz: Drugą rundę mundialu zaczynamy od porażki. Dlaczego przegraliśmy z Amerykanami?
Wojciech Grzyb: To był ich dzień. Zagrali świetnie jako zespół, nie mieli słabych punktów. Byli bezlistośni, bardzo skuteczni zarówno w przyjęciu, jak i w ataku. Wielki mecz rozegrał Matthew Anderson, znakomicie uzupełniali go skrzydłowi i środkowi. Mimo wszystko jestem przekonany, że stać nas było na zwycięstwo nawet z tak świetnie dysponowanymi Amerykanami. Ale musielibyśmy im przeciwstawić równe siły we wszystkich elementach, zagrać równie skutecznie. A nam niestety zdarzały się i przestoje i niewymuszone błędy, problemem było kończenie piłek.
Trener Amerykanów po pierwszej rundzie ostrzegał, że wielka forma ma nadejść lada dzień. Spodziewał się Pan tego?
Na pewno daleki byłem od tego, aby powiedzieć, że na początku turnieju Amerykanie grali przeciętnie. To prawda, że pogubili punkty, ale to nie wynikało z ich słabości tylko raczej z jakości rywali, z którymi się mierzyli. W meczu z nami na pewno wyglądali lepiej niż wcześniej, znów przypominali zespół, który wygrał Ligę Światową. Ale ciężko stwierdzić czy akurat na rozpoczęcie drugiej rundy weszli na właściwe obroty, czy też mentalnie zebrali się na drużynę gospodarzy turnieju i niemal wszystko im wychodziło.
Marcin Możdżonek powiedział po meczu, że nasz zespół nie realizował taktyki. Nie było czasu na reakcję podczas spotkania?