ZAKSA wygrywa Ligę Mistrzów. Dołączyli do arystokracji

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała Jastrzębski Węgiel i trzeci raz z rzędu wygrała Ligę Mistrzów. To wyczyn historyczny.

Publikacja: 22.05.2023 03:00

Siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z pucharem za zwycięstwo w Lidze Mistrzów

Siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle z pucharem za zwycięstwo w Lidze Mistrzów

Foto: PAP/Leszek Szymański

Obie drużyny dały show. ZAKSA wygrała 3:2, choć w czwartym secie spotkanie mogło i nawet powinno się skończyć. Kędzierzynianie mieli piłkę meczową, ale Bartosz Bednorz trafił w aut. Za chwilę Tomasz Fornal dwiema rękami przepchnął piłkę, obijając blok, i kibice mogli się cieszyć na piątego seta.

Tak wyglądał niemal cały mecz, w którym spotkały się dwie najlepsze polskie – a może także po prostu europejskie – drużyny. Znakomite zagrania i wymierzone co do centymetra ataki przeplatały się z niedokładnymi wystawami i uderzeniami o blok. Mylili się nawet mistrzowie olimpijscy. Trevor Clevenot pod koniec tie-breaka mógł doprowadzić do remisu, a zamiast tego dał się zablokować Marcinowi Januszowi i za chwilę z wygranej 3:2 cieszyli się rywale.

Czytaj więcej

Kapitalny mecz w Turynie. ZAKSA najlepsza trzeci raz z rzędu

Cierpliwość trenera

– To była doskonała promocja polskiej siatkówki, zwieńczenie sezonu. Widzieliśmy zawziętą rywalizację, a niekoniecznie siatkówkę na najwyższym poziomie. Było sporo nerwowości, pojawiały się błędy. Potwierdziło się, że finał trzeba po prostu wygrać, a nie zagrać w nim pięknie – mówi „Rz” Damian Dacewicz, były reprezentant Polski, a dziś ekspert Polsatu Sport.

Tydzień wcześniej Jastrzębski Węgiel niemal zmiótł z parkietu tych samych przeciwników w trzech finałowych meczach PlusLigi i można było mieć obawy, czy teraz sytuacja się nie powtórzy.

– Jeden i drugi zespół umiejętności ma zbliżone. Ten, kto czuje siatkówkę, wie, że jak wygrywa się dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów, a trzon drużyny zostaje, to powtarzalność jest tak duża, że na jeden mecz możesz się przez tydzień odbudować – ocenia dla „Rz” były selekcjoner reprezentacji Polski Ireneusz Mazur.

Poziom gry był wyrównany i nawet problemy obie drużyny przeżywały podobne. ZAKSA przez dwa pierwsze sety musiała sobie radzić bez atakującego Łukasza Kaczmarka, który daje drużynie dużo punktów, a w sobotę musieli go wyręczać inni. W Jastrzębskim Węglu słabiej grał rozgrywający Benjamin Toniutti,

– To był jego słabszy mecz, ale nawet taka gra Toniuttiego wystarczała, żeby drużyna rywalizowała na wysokim poziomie. Gdyby Francuz zaprezentował formę z finałów PlusLigi, gdzie był prawdziwym reżyserem i dyrygował drużyną, to ten mecz układałby się lepiej dla Jastrzębskiego, a tak Tomasz Fornal, Trevor Clevenot i Stephen Boyer męczyli się w ataku – ocenia Dacewicz.

To, jak ważny jest dla drużyny Kaczmarek, było widać w trzecim secie, gdy wreszcie wrzucił wyższy bieg, ZAKSA odskoczyła i wygrała 25:14. Swoje zasługi ma w tym przypadku zwłaszcza trener Toumas Sammelvuo, który wykazał się wobec atakującego cierpliwością.

Zdecydowała chłodna głowa

– ZAKSA to jest maszyna, więc jedno słabsze ogniwo nie powoduje, że odpadasz z walki. Idzie trudniej, ale koledzy będą potrafili to ukryć – podkreśla Dacewicz. Tym razem na pewien czas ciężar zdobywania punktów wziął na siebie środkowy David Smith, który został wybrany na MVP spotkania.

– Zespół go chronił i opakował, ale Kaczmarek nie mógł być schowany przez cały mecz. Wrócił najpierw dobrymi zagrywkami, a potem atakami. W trzecim secie to był już gracz, który dawał jakość. Po jednym z dwóch czy trzech ataków z rzędu Janusz z okrzykiem radości skoczył do kolegi, jakby chciał mu powiedzieć: nareszcie jesteś – zauważa Mazur.

Przy tak wyrównanym poziomie obu drużyn i podobnych problemach o ostatecznym zwycięstwie ZAKSY mogło przesądzić doświadczenie. Dla niektórych zawodników (m.in. Aleksandra Śliwki, Kaczmarka, Smitha) był to już trzeci finał z rzędu.

– Oni są zahartowani w tylu bojach o najwyższą stawkę, że obecność w takim miejscu nie mogła ich speszyć. Stawka pomogła im się odrodzić na nowo w trakcie rywalizacji. Właśnie tak odbudował się Kaczmarek. Takie mecze, ich ranga i oprawa dają dodatkową energię – mówi Mazur. Siatkarze Jastrzębskiego w finale Ligi Mistrzów wystąpili po raz pierwszy – z wyjątkiem Toniuttiego, który wcześniej wygrał go w barwach ZAKSY – i dlatego, według byłego selekcjonera, mogli wyjść na finał nadmiernie pobudzeni. Potwierdziło się, że puchar zazwyczaj podnosi w górę ten, kto ma chłodną głowę.

ZAKSA zrobiła to po raz trzeci z rzędu – wcześniej na podobny wyczyn porywali się jedynie Włosi oraz Rosjanie, a to już prawdziwa arystokracja klubowej siatkówki. Teraz dołączył do niej zespół z Kędzierzyna-Koźla.

Obie drużyny dały show. ZAKSA wygrała 3:2, choć w czwartym secie spotkanie mogło i nawet powinno się skończyć. Kędzierzynianie mieli piłkę meczową, ale Bartosz Bednorz trafił w aut. Za chwilę Tomasz Fornal dwiema rękami przepchnął piłkę, obijając blok, i kibice mogli się cieszyć na piątego seta.

Tak wyglądał niemal cały mecz, w którym spotkały się dwie najlepsze polskie – a może także po prostu europejskie – drużyny. Znakomite zagrania i wymierzone co do centymetra ataki przeplatały się z niedokładnymi wystawami i uderzeniami o blok. Mylili się nawet mistrzowie olimpijscy. Trevor Clevenot pod koniec tie-breaka mógł doprowadzić do remisu, a zamiast tego dał się zablokować Marcinowi Januszowi i za chwilę z wygranej 3:2 cieszyli się rywale.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Siatkówka
Polscy siatkarze podbijają Europę. Jeden puchar już mają, czas na kolejne
Siatkówka
Siatkarski walec na drodze do finału Ligi Mistrzów. Jastrzębski Węgiel o krok od awansu
Siatkówka
Puchar już mają, chcą mistrzostwa i Leona. Zawiercie nową potęgą w siatkówce?
Siatkówka
Król wraca do domu. Jeden z najlepszych polskich siatkarzy zagra w ZAKSIE
Siatkówka
Zmiana trenera nie pomogła. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wciąż w głębokim kryzysie