Emocje sięgały sufitu Areny Gliwice od pierwszych piłek, może nawet od chwili, gdy jak zawsze w tych mistrzostwach wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego na kilkanaście tysięcy głosów. Polki ruszyły na Serbki tak, jak parę dni temu na Amerykanki, z uśmiechem, werwą i polotem, o przegranym 0:3 meczu w grupie nikt nie chciał pamiętać.
Serbia ma drużynę twardą, hałas trybun wiele jednak nie znaczył przy zbiciach Tijany Bosković, której moc ataków wzmacniała pewność siebie pozostałych dziewczyn trenera Daniele Santarelliego, to Polki częściej goniły rywalki, ale za to goniły tak, że trudno było nie skakać z radości.
Czytaj więcej
Trener i telewizyjny komentator Jakub Bednaruk o dzisiejszym ćwierćfinale mistrzostw świata siatkarek Polska–Serbia.
Tak wygrały pierwszy set, w którym przegrywały 11:14, tak wygrały czwarty, w którym było już 19:23. Grały znakomicie w obronie, blok znów spisywał się doskonale, jeśli czepiać się detali, to trafiały się gorsze chwile w ataku, zwłaszcza ze środka siatki. Trener Stefano Lavaroni wzmocnił odbiór i obrony piłki posyłając na boisko libero Aleksandrę Szczygłowską jako przyjmującą, wprowadzał udane zmiany (zwłaszcza wiec zrobiły Weronika Szlagowska za Olivię Różański oraz Klaudia Alagierska-Szczepaniak za Kamilę Witkowską), robił co mógł, by wyrwać Serbkom to zwycięstwo.
Prawie się udało, w czwartym secie włoski trener wołał do Polek, że wynik jest wciąż otwarty i uwierzyły. Takiego meczu nie wygrywa się tylko techniką i siłą, duch też musi być mocny, Polki nie traciły go do końca, nawet w tie-breaku, w którym prowadziły, traciły prowadzenie, odzyskiwały, by w końcu przegrać 14:16, po jednym z nielicznych błędów Marii Stencel.