Głównym rywalem Świderskiego w walce o fotel prezesa miał być europarlamentarzysta i członek władz Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki, ale tuż przed rozpoczęciem zjazdu delegatów przekazał informację o rezygnacji z wyborczego wyścigu. Podobno decyzję podjął rano, nocą długo ważył argumenty, czyli liczył szable.
– Uznałem, że trzeba pokazać: „Gramy w jednej drużynie" – wyjaśnia w rozmowie z „Rz". – Miałem szanse na zwycięstwo. Moim zdaniem sytuacja wśród delegatów była pół na pół i konfrontacja, do której na pewno doszłoby podczas wyborów, wykopałaby takie rowy, które później trudno byłoby zasypać. To nie posłużyłoby polskiej siatkówce.
Jacek Kasprzyk uważa, iż to polityk PiS sam wcześniej podzielił środowisko i przekonuje, że w momencie jego rezygnacji musiał zmienić przemówienie. – Mogę wam pokazać, jak dużo wykreśliłem – żartował ustępujący prezes. – Zapomniałem podczas mojego przemówienia przeprosić, że namawiałem na przyjęcie Czarneckiego do zarządu trzy lata temu – dodał.
Czytaj więcej
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki zrezygnował z ubiegania się o fotela prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Czarnecki nie po raz pierwszy rzucił ręcznik. Dwa razy planował start w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) i dwukrotnie rezygnował. Podobnie było ze stanowiskiem przewodniczącego Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) podczas wyborów w 2017 roku. – Wytrawni politycy tak mają, że często się wycofują, kiedy nie widzą szans – mówi Kasprzyk.