W męskiej siatkówce mecze Polaków z Rosjanami zawsze miały szczególne znaczenie. Przyczyny były po części natury sportowej, a po części historycznej. Zwycięstwa nad ekipą ZSRR były rzadkie, a jak już się zdarzały, to chciało się je świętować bardziej niż inne. Siatkówka w Rosji jest sportem docenianym i lubianym, miała i ma wybitne postacie. Od lat każda wygrana z takimi rywalami oznacza potwierdzenie wyjątkowych umiejętności.
W kronikach największych sukcesów polskich siatkarzy z zasady jest opowieść o finale lub decydującym meczu ze sborną. Rosji w takich przypadkach ominąć się nie da. Drużyna Huberta Wagnera oprócz niezapomnianego meczu o złoto igrzysk w Montrealu (1976) wygrała z ZSRR dwa lata wcześniej w Meksyku, i to aż dwa razy, co złotemu medalowi MŚ dla Polski dało wyjątkowy smak. Po drodze do mistrzostwa świata w 2014 roku też trzeba było pokonać Rosję w Łodzi, tak samo jak w japońskim Sendai po drodze do srebra w 2006 roku.
polscy siatkarze wywalczyli złoto ME - w 2009 roku
W mistrzostwach Europy pomyślnych chwil było mniej, seria pięciu srebrnych medali w latach 1975–1983 (zawsze za ZSRR) o tym przypomina, ale trafiła się także chwila radości w 2011 roku, gdy Polacy pokonali Rosję w Wiedniu w spotkaniu o brązowy medal.
Dziś aspekt sportowy przeważa, ale echo dawnych starć też nie całkiem ucichło. Z Rosjanami, doceniając ich siłę i osiągnięcia, jakby bardziej chce się wygrać. Okazja w tegorocznych mistrzostwach Europy wydaje się dobra. Rosjanie na razie grają bez znanej z przeszłości wyjątkowej potęgi ataku i bloku. Porażka z Turcją w pierwszym meczu grupowym, przegrane sety z Finlandią i Hiszpanią, także chwile niepewności i stracony set z Ukrainą w 1/8 finału – to są objawy słabości drużyny prowadzonej przez trenera Tuomasa Sammelvuo.