- Pierwszy raz w finale, czas wreszcie wygrać – mówił Vital Heynen przed meczem o złoty medal z Brazylią. Heynen podczas poprzednich MŚ prowadził Niemców i dotarł z nimi do półfinału, gdzie przegrali z Polską, by w walce o brązowy medal okazać swoją wyższość nad Francją.
Heynen jest kontrowersyjny, nietypowy w swoich zachowaniach i metodach treningowych, ale przy tym konsekwentny. Finałowe spotkanie z Canarinhos w Turynie rozpoczynali ci sami, co poprzednio: Fabian Drzyzga, Bartosz Kurek, Michał Kubiak i Artur Szalpuk, Piotr Nowakowski i Mateusz Bieniek na środku bloku i tradycyjnie Paweł Zatorski w roli libero.
Pierwszy set był długi i dramatyczny, Brazylijczycy bronili kolejne setbole, ale ostatnie słowo w tej partii (28:26) należało jednak do broniących mistrzowskiego tytułu naszych siatkarzy, którzy potwierdzili, że informacje o ich morderczym bloku nie są przesadzone. W ostatniej akcji zatrzymali atakującego rywali, Wallace’a.
Drugi set też rozpoczął się obiecująco. Polacy szybko wyszli na prowadzenie 5:2 i był to kolejny sygnał wysłany do Brazylijczyków, że historia lubi się powtarzać. Cztery lata temu w katowickim Spodku przegrali przecież z naszymi siatkarzami 1:3 w pamiętnym finale poprzednich mistrzostw świata.
Brazylia tak jak Polska rosła w tym turnieju. W drugiej fazie MŚ, grając w grupie śmierci pokonała Rosję i USA, a w półfinale nie straciła nawet seta w meczu z Serbią.