Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego rozstrzygała w poniedziałek o immunitecie sędzi Beaty Morawiec, byłej prezes Sądu Okręgowego w Krakowie i prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis. Problemem był brak jawności i osoba sędziego, który miał decydować o immunitecie. Kolejne wnioski o wyłączenie zablokowały posiedzenie na wiele godzin.
Izba przystąpiła do rozstrzygnięcia sprawy po godz. 19. Posiedzenie zakończyło się po 21.00. Izba zdecydowała o uchyleniu immunitetu. SN postanowił też o zawieszeniu sędzi w czynnościach służbowych i obniżeniu jej wynagrodzenia o 50 procent. Sprawę rozpoznawał jednoosobowo sędzia Adam Tomczyński. Postanowienie jest nieprawomocne, przysługuje od niego odwołanie do Wydziału II Izby Dyscyplinarnej.
- Można się było tego spodziewać, ale Izba Dyscyplinarna nie jest sądem, a sędzia Tomczyński nie jest sędzią Sądu Najwyższego - skomentował na antenie TVN24 adwokat Michał Wawrykiewicz z inicjatywy "Wolne sądy".
Wsparcie bez jawności
Sama sędzia nie przyjechała do Warszawy. Przed Sądem Najwyższym odbyła się krótka konferencja dla dziennikarzy, by pokazać poparcie środowiska dla koleżanki z Krakowa. Zaplanowana na godz. 11 rozprawa odbywała się w trybie niejawnym, choć trójka pełnomocników sędzi wystąpiła o jawność. Wnioski nie zostały uwzględnione. Kolejny wniosek – o wyłączenie sędziego Adama Tomczyńskiego – zablokował posiedzenie na kilka godzin. Naprędce zwołane na godz. 14 posiedzenie o wyłączenie sędziego Tomczyńskiego rozpoznawał inny sędzia ID – Adam Roch. To zakończyło się kolejnym wnioskiem o wyłączenie sędziego. Ten generował kolejne przerwy.
– To nie sędzia Morawiec ma się czego wstydzić. To nie ona żąda tajności postępowania. Przeciwnie, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by to postępowanie miało charakter transparentny. Tak się nie stało – mówił w przerwie posiedzenia adwokat Radosław Baszuk, obrońca sędzi Morawiec.