W głośnej sprawie sędziego Waldemara Żurka strasburscy sędziowie uznali m.in., że ma on nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zabierać głos w obronie praworządności, głęboko kłaniając się sędziowskiemu aktywizmowi w Polsce. Polscy podatnicy mają też zapłacić krakowskiemu sędziemu 25 tys. euro odszkodowania – orzekł ETPC.
Trybunał zdawał sobie sprawę, że debata w Polsce na ten temat ma bardzo mocny wymiar polityczny. Sędziowie, którzy decydują się włączyć w taką debatę, siłą rzeczy wkraczają w tę sferę. Dziś nie ma jednolitych standardów w Europie, jeśli chodzi o uczestniczenie sędziów w debacie publicznej. Na przykład we Włoszech zasady są dość liberalne. Polska przez dekady była na przeciwnym biegunie. Wynikało to w dużej mierze z komunistycznej spuścizny i upolitycznienia sądownictwa w PRL.
Czytaj więcej
Trybunał w Strasburgu wskazał, że realizacja wolności wypowiedzi sędziów jest wręcz obowiązkiem stawania w obronie praworządności – podkreśla sędzia Waldemar Żurek, wobec którego ETPC wydał taki wyrok i zasądził mu od Polski 25 tys. euro odszkodowania.
W wolnej Polsce nastąpiło coś w rodzaju odreagowania po upolitycznionej przeszłości. A sędziowie jak ognia unikali sytuacji, które mogły tylko sprawiać wrażenie, że mają polityczny kontekst. W środowisku sędziowskim nie było akceptacji dla tego rodzaju kontaktów, nawet jeżeli miały one charakter pośredni. To zaczęło się zmieniać w 2005 r., kiedy PiS doszedł do władzy, a rozkwit aktywizmu sędziowskiego nastąpił kilka lat później, za czasów rządów Platformy Obywatelskiej, kiedy sędziowski bunt przeciwko działaniom władzy politycznej był bezprecedensowy.
W tym czasie znane dziś wszystkim Polakom stowarzyszenie Iustitia, żartobliwie nazwane wtedy „sędziowskim PTTK”, z umiłowania jej członków do spływów kajakowych i wycieczek górskich, przybrało formułę związkową i zaczęło wchodzić w bardzo ostre spięcia z władzą polityczną podejmując radykalne działania, jak wręczanie czerwonych kartek premierowi Tuskowi, strajki w postaci „dni bez wokandy” czy ostra krytyka działań politycznych, jak w przypadku ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, likwidującego 30 proc. małych sądów w Polsce. Wtedy właśnie sędziowski aktywizm gruntował swoje fundamenty.