Marek Domagalski: Pierwsza rozprawa frankowa w SN po epidemii

Dobrze przygotowana rozprawa to klucz do sukcesu stron, prawników i sądu.

Publikacja: 11.05.2022 12:18

Marek Domagalski: Pierwsza rozprawa frankowa w SN po epidemii

Foto: Adobe Stock

Są sprawy sądowe, w których udział publiczności, publiczna wymiana argumentów i widok poszkodowanych oraz domniemanych sprawców ich krzywd są wskazane, a nieraz wręcz konieczne.

Przed miesiącem pisałem, że obawiam się, aby wygody orzekania zza biurka nie polubili zbytnio sędziowie, gdyż mimo rozluźnienia rygorów antycovidowych rozprawy (jawne) w sprawach cywilnych należą wciąż do rzadkości.

To prawa, że liczba zainteresowanych zwykle jest niewielka, ale są sprawy cieszące się większym powodzeniem, jak frankowe, kiedy publiczność, w tym media, pojawiają się. Zresztą jawność rozprawy nie zależy od tego, że ma się stawić liczniejsza publiczność – wtedy powinny być przedsięwzięte dodatkowe środki, większa sala, a nawet przepustki – a jawność jest normą.

Czytaj więcej

Gdy sędzia frankowicz ma kredyt w pozwanym banku

Ponieważ jednak covid wciąż jest pewnym zagrożeniem, to powinna to być dodatkowa okazja do dobrego przygotowania rozprawy, aby wartko się toczyła. Pokazała to właśnie ta pierwsza rozprawa frankowa w SN po epidemii, choć nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Nadzwyczajna była dość liczna publiczność.

Rozprawa zaczęła się punktualnie, po krótkim wyjaśnieniu kwestii formalnych i krótkiej przerwie na zapoznanie się z pismem prokuratora generalnego, złożonym na krótko przed rozprawą, sędzia zreferował sprawę, a pełnomocnicy zwięźle wyłuszczyli swoje argumenty. I choć po stronie frankowiczów było trzech prawników, wystąpił tylko jeden. Narada SN tylko trochę się przedłużała, co sygnalizowało, że uchwała będzie ogłoszona tego samego dnia i tak się stało.

Był to czas, kiedy publiczność mogła podyskutować o sędziach, tych z tej sprawy, jak i nieobecnych, a orzekających w sprawach frankowych, jakie wydają wyroki, czy są frankowiczami itp. Był nawet sędzia orzekający w niższej instancji zainteresowany sprawą, byli prawnicy prowadzący podobne sprawy, i oczywiście frankowicze. Najmniej mówiła powódka, ale to była jej sprawa, dla innych była to lekcja, rozpoznanie, a może i wycieczka do sądu, jak on też pracuje.

Jaki wniosek z tej wycieczki? Żeby sądy szerzej otwierały się na publiczność, gdy jest zainteresowanie sprawą, wartko prowadziły rozprawę, i najlepiej zaraz wydały orzeczenie, i klarownie je uzasadniały – kiedy wszyscy pamiętają, o co w sprawie chodziło.

Są sprawy sądowe, w których udział publiczności, publiczna wymiana argumentów i widok poszkodowanych oraz domniemanych sprawców ich krzywd są wskazane, a nieraz wręcz konieczne.

Przed miesiącem pisałem, że obawiam się, aby wygody orzekania zza biurka nie polubili zbytnio sędziowie, gdyż mimo rozluźnienia rygorów antycovidowych rozprawy (jawne) w sprawach cywilnych należą wciąż do rzadkości.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego