Czwartkowy wieczór wielu prawnikom upłynął na oglądaniu transmisji z Trybunału Konstytucyjnego, gdzie pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej ogłoszono, że przepisy traktatu o Unii Europejskiej rozumiane jako ograniczające kompetencje państw członkowskich ponad to, na co kraje te się zgodziły, naruszają polską konstytucję. Ogłoszono nawet, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie jest niezależny i nie ma prawa orzekać tak, żeby polskie sądy mogły badać, czy legalne są np. powołania sędziów dokonane z udziałem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa.

Trybunał orzekał w sprawie, z którą zwrócił się do niego premier Mateusz Morawiecki. Chciał on bowiem podkładki do możliwości nieuznawania przez polski rząd orzeczeń TSUE w kwestiach sądownictwa, szczególnie Izby Dyscyplinarnej. I nieważne, że sam premier Morawiecki, a nawet wicepremier Jarosław Kaczyński już jakiś czas temu zapowiedzieli, że Izba Dyscyplinarna zostanie zlikwidowana, bo nie wypełniła pokładanych w niej nadziei. Wyroków TSUE, na które w Warszawie patrzą niechętnym okiem, jest więcej – weźmy choćby te w sprawie kopalni w Turowie.

Czytaj więcej

Sędziowie TK w stanie spoczynku o czwartkowym wyroku: władza mówi nieprawdę

Sytuacja jednak od czasu gdy wniosek premiera trafił do Trybunału, mocno nabrzmiała. Nie tylko w Warszawie, ale też w Brukseli. To, co polskie władze uznają za „rozpychanie się" Unii w kwestii ich kompetencji, w istocie jest bowiem logicznym działaniem unijnych instytucji, które muszą stać na straży traktatów i bronić spójności Wspólnoty, którą polski rząd kwestionuje. Nawet bowiem inne państwa, w których trwają dyskusje o prymacie prawa krajowego nad unijnym, nie podważają en bloc podstawowych zasad praworządności, na których Unia jest zbudowana. Bowiem to nie organizacja polskiego sądownictwa stanęła pod unijnym pręgierzem, ale to, czy po upolitycznieniu nadzoru nad nim oraz procedury wyboru sędziów ma ono szanse pozostać niezależne i sprawiedliwe. Te wartości powinny łączyć, a Polska je kwestionuje. I to jest problem.

A jeszcze większy problem ma teraz premier, po wyroku TK. Musi bowiem orzeczenie kwestionujące wykonać. Co wybierze? Zmianę traktatów? Nierealne. Konstytucji? Wątpliwe. Trzecia wersja to wyjście z Unii Europejskiej, skoro traktaty naruszają naszą konstytucję. No, ale wtedy złamałby deklarację PiS, że nie wychodzimy z Unii. Czyżby więc naruszenie konstytucji?