Czujesz się bardziej wokalistą Blendersów czy biznesmenem tworzącym unikatowe rowery?
To superpytanie. Nie wiem, czy jestem takim superbiznesmenem, bo jeśli rozumiesz przez „biznesmena” kogoś, kto podlicza słupki i wystawia faktury, to te sprawy pewnie nie są moją najmocniejszą stroną. Ja pasjonuję się tworzeniem rowerów i budowaniem marek. Jestem mimo wszystko bardziej kreatywną osobą w firmie, a tak naprawdę granie i tworzenie rowerów jest w jakiś sposób bardzo do siebie podobne. Jedno i drugie jest fajne i uruchamia te same pokłady mózgu. Oczywiście, jak już się głębiej w ten biznes wchodzi, to zaczynają się inne tematy, bardziej poważne i takie, których musiałem się nauczyć, ale czuję że jakoś się do tego świata zaadaptowałem. Natomiast moja ukochana część biznesu i ukochana część muzyki jest do siebie bardzo podobna – to tworzenie.
Znalazłeś lukę, która sprawia, że twoje rowery są bardzo pożądane, przede wszystkim na rynku zagranicznym.
Tak, 80 proc. naszej sprzedaży to eksport, i to przede wszystkim najbardziej rozwinięte rynki – takie jak Niemcy, Szwajcaria, Wielka Brytania, USA. Przez to, że jesteśmy bardzo mocno wpięci w branżę, rozumiemy trendy, zawsze wiemy, co będzie tym next big thing (kolejnym przebojem – red.). Dodam że w 2019 r. wygraliśmy najbardziej prestiżową nagrodę w branży – czyli Rower Roku – w największym anglojęzycznym wydawnictwie. Nie dość, że byliśmy pierwszą firmą z Europy Wschodniej, która dostąpiła tego zaszczytu, to w dodatku była to pierwsza nagroda w historii tego plebiscytu, którą przyznano firmie spoza „wielkiej dziesiątki” międzynarodowych korporacji.
Prawie wszyscy w naszej firmie są aktywnymi rowerzystami, specjalizującymi się w różnych dyscyplinach. Dzięki tej pasji, którą żyjemy od rana do wieczora, mamy dobrego nosa i potrafiliśmy trochę wyprzedzić kilka dużych trendów i odnieść sukces.