Robert Kubica: Mam chłodną głowę

Robert Kubica o swoim starcie w wyścigu 24h Le Mans

Publikacja: 18.08.2021 13:02

Robert Kubica: Mam chłodną głowę

Foto: PAP/Panoramic

Nie trzeba być wielkim fanem motorsportu, by wiedzieć, czym jest wyścig 24h Le Mans, który odbędzie się 21-22 sierpnia. Jak pan, debiutant, podchodzi do tego wyzwania?

Robert Kubica: Z dużym respektem. Przede wszystkim jest to jeden z najtrudniejszych wyścigów na świecie. Dwukrotnie próbowałem wystartować w wyścigach 24-godzinnych – kilka lat temu w Dubaju i na początku tego roku na Daytonie – a celem obu tych prób było przeżycie takich zawodów. Nawet nie wyścigu, lecz całego weekendu, który zresztą w przypadku Le Mans jest całym tygodniem. Chciałem sprawdzić, jak to wszystko wygląda, bo nie chodzi tu nawet o samą jazdę, która też się zresztą różni od wcześniejszych wyścigowych doświadczeń – począwszy od takich podstaw, jak dzielenie kokpitu z zespołowymi partnerami, czy obecność samochodów różnych kategorii na torze. Oczywiście ten tor jest znacznie dłuższy, więc będzie się działo mniej niż na przykład w European Le Mans Series.

Jak zatem można się przygotować do startu?

Le Mans to jest wyścig jedyny w swoim rodzaju. Oczywiście istnieją też inne 24-godzinne zawody, ale tutaj wszystko jest inne. Tydzień przed wyścigiem, w niedzielę, mamy testy, a kwalifikacje są już w środę, po jednej sesji treningowej. Na pewno będzie sporo niespodzianek i teraz chodzi o to, żeby te niespodzianki za bardzo cię nie zaskoczyły – a jak już zaskoczą, to nie w kluczowych momentach i żeby konsekwencje były minimalne lub zerowe. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby wszystko poszło gładko i bez zaskakujących rzeczy na nowym torze i w nowych zawodach – zupełnie innych niż te, w których do tej pory startowałem. Podchodzę do tego wyzwania z chłodną głową – z jednej strony z dużą determinacją, a z drugiej realistycznie.

W tym sezonie startuje pan w European Le Mans Series: to też wyścigi długodystansowe, ale czterogodzinne. Czy zapewnia to lepsze przygotowanie do 24h Le Mans?

Największą różnicą jest to, że jedziesz sześć razy dłużej i określanie 4-godzinnego wyścigu mianem długodystansowego jest pewnym nadużyciem w porównaniu z Le Mans! Jest sporo znaków zapytania, pierwszym z brzegu są hamulce. Bardzo trudno jest ocenić, jak o nie zadbać i do jakiego stopnia można je wykorzystać, jeśli nigdy wcześniej nie jechałeś w takim wyścigu. W każdym momencie może pojawić się samochód bezpieczeństwa, a twoja przewaga lub strata spada wtedy do zera. Pojawiają się różne scenariusze, dlatego nawet jeśli wydaje ci się, że jest już po wyścigu, to tak naprawdę nigdy tak nie jest –w każdej minucie czy nawet sekundzie sytuacja może się odwrócić. Tak samo jest z tłokiem na torze. Możesz mieć więcej szczęścia i dojeżdżać do dublowanych aut na prostych lub w sekcjach, gdzie łatwo je wyprzedzić, albo w miejscach, gdzie nie da się tego zrobić i stracisz na tym trzy-cztery sekundy.

Wyznacza pan sobie jakieś cele na ten start, czy po prostu dojechanie do mety będzie dobrym osiągnięciem w debiucie?

Jestem zbyt długo w wyścigach, żeby podchodzić do takiego startu z jakimiś marzeniami. Nie trzeba odkrywać Ameryki: wiem, że jeżeli będziesz w stanie zrobić dobrą robotę – mówię tutaj o wykonaniu minimum swoich zadań na torze, w alei serwisowej i w boksach, gdzie będą podejmowane decyzje – to w takim wyścigu będziesz w czołówce. Wyścigi długodystansowe są w jeszcze większym stopniu zespołowe niż wyścigi sprinterskie – chociaż ja cały czas podkreślam, że w żadnym wypadku to nie jest sport indywidualny. W tym wyścigu zawitasz do alei serwisowej minimum 30 razy i jeśli w tym momencie powinie ci się noga i za każdym razem będziesz tracił cztery, pięć czy sześć sekund, to na mecie robią się z tego minuty – nie z jazdy, tylko z samego postoju. Kluczowe znaczenie będzie miała nasza jazda oraz praca zespołu.

W European Le Mans Series wygraliście dwa pierwsze wyścigi, w dwóch kolejnych zajęliście piąte lokaty i po dwóch trzecich sezonu wciąż prowadzicie w punktacji. Jak pan ocenia ten sezon – debiutancki dla pana i zespołu WRT?

Z punktu widzenia wyników pozytywnie, ale jeśli zagłębimy się bardziej w temat, to sezon jest w kratkę. Zaczęliśmy dużo lepiej niż wszyscy oczekiwali. Pierwszy wyścig, w Barcelonie, był moim zdaniem najlepszy w naszym wykonaniu. Nie mówię o samej prędkości, tylko o zgraniu wszystkiego – nie popełniliśmy żadnych błędów, rywalom zdarzyło się ich sporo i wykorzystaliśmy sytuację. W Austrii nie było już tak różowo, ale wciąż udało się wygrać. Myślę, że zdecydowało jedno zagranie, gdzie było trochę szczęścia i trochę doświadczenia. Podjęliśmy dobrą decyzję w kwestii doboru opon, ale równie dobrze mogło nam się nie udać. Następne dwa wyścigi nie były idealne. Szkoda, bo mieliśmy naprawdę duże szanse na zwiększenie przewagi w mistrzostwach. Na nasze szczęście lub też ich nieszczęście, na Monzy nasi rywale też popełnili błędy. Liderujemy, ale umówmy się, że musimy popracować nad paroma rzeczami, żeby walczyć i być panami swojego losu, a nie opierać się na tym, co robi konkurencja.

Zespół WRT także debiutuje w długodystansowych wyścigach prototypów. Czy przed sezonem nie było obaw, biorąc pod uwagę chociażby pańskie doświadczenia z zeszłorocznym, także nowym projektem w DTM, który okazał się niewypałem?

Zawsze są pewne wątpliwości, nikt nie jest perfekcyjny. WRT ma spore doświadczenie w wyścigach długodystansowych samochodów GT, ale to nie oznacza, że w innej kategorii będą od razu osiągali sukcesy. Tak jak powiedziałem, wyniki są dobre i to pokazuje, że jeszcze bardziej musimy się skoncentrować na rzeczach, które wydają się łatwe, ale wcale takie nie są.  Różnice w czołówce są małe i nie ma marginesu na straty. Nawet jeśli tracisz kilka sekund podczas pit stopu, to tak naprawdę strata jest większa. Na przykład na Monzy w takich sytuacjach zawsze wyjeżdżaliśmy za autem, które potem musieliśmy wyprzedzać. Traciliśmy za nim dodatkowe sekundy, gołym okiem tych rzeczy nie widać, ale na koniec okazuje się, że bez tych strat można było dojechać znacznie wyżej.

Jak wygląda dobór kierowców do załogi w wyścigach długodystansowych? W ekipie WRT najpierw pojawił się pan, później doszli Louis Deletraz i Yifei Ye...

Wygląda to zupełnie inaczej, niż byłem do tego przyzwyczajony. Ważnym czynnikiem w naszych mistrzostwach jest kierowca „srebrny” [w zależności od doświadczenie i dorobku, kierowcy podzieleni są na kategorie: platynowa (jak Kubica), złota (Deletraz), srebrna (Ye) i brązowa, w różnych mistrzostwach są różne wymagania co do składu załogi – przyp. MS]. Oni są w stanie zrobić naprawdę dużą różnicę i priorytetem jest dobry kierowca „srebrny” w składzie. To oni spędzają najwięcej czasu za kierownicą i między nimi są największe różnice, bo im wyższa kategoria, tym różnice między zawodnikami są mniejsze. Tak naprawdę czasami kierowcy „srebrni” są lepsi niż niektórzy wyżej klasyfikowani. Dziwnym trafem są zaliczani do tej grupy i kto ich ma, ten ma łatwiejsze zadanie. U nas w cyklu ELMS może być maksymalnie jeden kierowca „platynowy” i musi być co najmniej jeden „srebrny”. W WEC, czyli mistrzostwach świata, których częścią jest 24h Le Mans, może być dwóch „platynowych” i niektóre zespoły tak mają, ale moim zdaniem to nie robi żadnej różnicy. Ja się pojawiłem jako pierwszy w składzie, więc może to była taka jakby przynęta? Ale tak na poważnie, ogólnie nasz skład został skompletowany dość późno, ale myślę, że jesteśmy bardzo mocni. Co ciekawe, mamy kierowców w różnych okresach swoich karier i ja sam dobrze wiem, że kiedy masz 20 czy 23 lata, to możesz mieć inne spojrzenie na różne rzeczy. U nas jest to dobra mieszanka i mamy składniki, z których może wyjść dobre danie. Zobaczymy, czy uda się je ugotować.

Jak w tym wszystkim wygląda praca z ekipą Alfa Romeo w Formule 1? W przyszłym roku wchodzą nowe przepisy techniczne, zespoły pracują nad zupełnie nowymi samochodami, także w symulatorze. Bierze pan w tym aktywny udział?

Okres jest gorący, jeśli chodzi o przygotowania, ale bardziej po stronie projektantów oraz inżynierów, którzy pracują nad nowym samochodem. Moje zadania, jeśli chodzi o przyszły rok i przygotowania czy też testowanie pewnych rzeczy, są w tej chwili ograniczone. Tym bardziej, że nasz symulator jest dość nowym urządzeniem i myślę, że zanim wejdziemy na głęboką wodę, to trzeba popracować nad przygotowaniem, żeby mieć pewność, że jesteś w dobrym miejscu i rzeczy, które zobaczysz w symulatorze, są realistyczne. Na pewno w kolejnych miesiącach te prace się zagęszczą i będzie ich dużo więcej niż do tej pory.

Nie trzeba być wielkim fanem motorsportu, by wiedzieć, czym jest wyścig 24h Le Mans, który odbędzie się 21-22 sierpnia. Jak pan, debiutant, podchodzi do tego wyzwania?

Robert Kubica: Z dużym respektem. Przede wszystkim jest to jeden z najtrudniejszych wyścigów na świecie. Dwukrotnie próbowałem wystartować w wyścigach 24-godzinnych – kilka lat temu w Dubaju i na początku tego roku na Daytonie – a celem obu tych prób było przeżycie takich zawodów. Nawet nie wyścigu, lecz całego weekendu, który zresztą w przypadku Le Mans jest całym tygodniem. Chciałem sprawdzić, jak to wszystko wygląda, bo nie chodzi tu nawet o samą jazdę, która też się zresztą różni od wcześniejszych wyścigowych doświadczeń – począwszy od takich podstaw, jak dzielenie kokpitu z zespołowymi partnerami, czy obecność samochodów różnych kategorii na torze. Oczywiście ten tor jest znacznie dłuższy, więc będzie się działo mniej niż na przykład w European Le Mans Series.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata