Nie trzeba być wielkim fanem motorsportu, by wiedzieć, czym jest wyścig 24h Le Mans, który odbędzie się 21-22 sierpnia. Jak pan, debiutant, podchodzi do tego wyzwania?
Robert Kubica: Z dużym respektem. Przede wszystkim jest to jeden z najtrudniejszych wyścigów na świecie. Dwukrotnie próbowałem wystartować w wyścigach 24-godzinnych – kilka lat temu w Dubaju i na początku tego roku na Daytonie – a celem obu tych prób było przeżycie takich zawodów. Nawet nie wyścigu, lecz całego weekendu, który zresztą w przypadku Le Mans jest całym tygodniem. Chciałem sprawdzić, jak to wszystko wygląda, bo nie chodzi tu nawet o samą jazdę, która też się zresztą różni od wcześniejszych wyścigowych doświadczeń – począwszy od takich podstaw, jak dzielenie kokpitu z zespołowymi partnerami, czy obecność samochodów różnych kategorii na torze. Oczywiście ten tor jest znacznie dłuższy, więc będzie się działo mniej niż na przykład w European Le Mans Series.
Jak zatem można się przygotować do startu?
Le Mans to jest wyścig jedyny w swoim rodzaju. Oczywiście istnieją też inne 24-godzinne zawody, ale tutaj wszystko jest inne. Tydzień przed wyścigiem, w niedzielę, mamy testy, a kwalifikacje są już w środę, po jednej sesji treningowej. Na pewno będzie sporo niespodzianek i teraz chodzi o to, żeby te niespodzianki za bardzo cię nie zaskoczyły – a jak już zaskoczą, to nie w kluczowych momentach i żeby konsekwencje były minimalne lub zerowe. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby wszystko poszło gładko i bez zaskakujących rzeczy na nowym torze i w nowych zawodach – zupełnie innych niż te, w których do tej pory startowałem. Podchodzę do tego wyzwania z chłodną głową – z jednej strony z dużą determinacją, a z drugiej realistycznie.
W tym sezonie startuje pan w European Le Mans Series: to też wyścigi długodystansowe, ale czterogodzinne. Czy zapewnia to lepsze przygotowanie do 24h Le Mans?