Majewski: PO najgorzej od dekady. PiS silne jak po walce o IV RP

Wynik Dudy drugim najlepszym PiS, Komorowskiego drugim najsłabszym PO

Aktualizacja: 13.05.2015 11:18 Publikacja: 12.05.2015 22:05

Dokładna analiza wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich pozwala zobrazować obecną sytuację dwóch największych partii politycznych. Oficjalne dane podane przez Państwową Komisję Wyborczą we wtorek tuż po północy zestawiliśmy z wynikami wyborów od 2005 r.

Od tego czasu PO i PiS toczą ze sobą zacięte boje. Wzięliśmy pod uwagę tylko wybory do parlamentu (25 września 2005 r. i 21 października 2007 r.) oraz prezydenckie (9 i 23 października 2005 r. oraz 30 czerwca i 4 lipca 2010 r.), bo samorządowe mają inną specyfikę, a europejskie nieporównywalnie niższą frekwencję.

Główny wniosek to spadek temperatury sporu politycznego. Albo konflikt PO i PiS nie rozgrzewa już tak Polaków, by zmuszać ich do aktywności wyborczej, albo nie chcą już oni brać w nim udziału. Frekwencja w wyborach i udział wyborców PO i PiS w ogólnej liczbie głosujących są dużo niższe niż w latach 2007–2010. Frekwencja w pierwszej turze na poziomie 49 proc. (15 mln głosujących) była nie tylko niższa niż w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2010 r. (54,9 proc. – 16,9 mln głosujących), ale również ustępowała tej z przedterminowych wyborów do Sejmu w 2007 r. (53,9 proc. – 16 mln).

Zaangażowanie Polaków w pierwszej turze obecnych wyborów można porównać do pierwszej tury z roku 2005. W minioną niedzielę poszło głosować ok. 15 mln osób. Dziesięć lat temu głosowało 14,9 mln wyborców.

W drugiej turze – zarówno w 2005, jak i 2010 roku – frekwencja była nieco wyższa. Dziesięć lat temu po dwóch tygodniach przybyło ok. 400 tys. głosujących (wzrost z 14,9 do 15,3 mln), a w 2010 r. zaledwie 100 tys. (wzrost z 16,9 do 17 mln), ale w szczególnych okolicznościach po katastrofie smoleńskiej mobilizacja elektoratu była od początku nadzwyczajna.

To dobra wiadomość dla PiS. Ta partia ze względu na dużo mniejszą rozpiętość ideową niż PO może liczyć na zwycięstwo tylko w sytuacji, w której mobilizacja przy urnach nie jest maksymalna.

Tu nasuwa się analogia do 2007 r. W tamtych wyborach parlamentarnych PiS zdobyło 5,18 mln głosów, ale przegrało z PO, którą poparło 6,7 mln głosujących.

Tym razem mobilizacja wyborców nie była tak duża, a mimo to Duda powtórzył tamto osiągnięcie i wygrał z Komorowskim. Bo 5 mln głosów, które teraz uzyskał prezydent, to drugi najgorszy wynik PO od czasów porażki tej partii w wyborach parlamentarnych w 2005 r. (głosowało na nią wtedy 2,85 mln wyborców).

Rezultat Dudy był słabszy tylko od wyniku prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który przekonał 6,13 mln Polaków w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2010 r. (z oczywistych względów nie porównujemy drugich tur).

Biorąc pod uwagę wspomniany fakt dużej mobilizacji po katastrofie smoleńskiej i ówczesnej polaryzacji na scenie politycznej, można wysnuć wniosek, że baza PO zmniejszyła się znacznie wraz z chwilą, w której przestały działać te dwa czynniki (Komorowski miał niemal 7 mln zwolenników w 2010 r., a PO 6,7 mln w 2007 r.). W tych samych warunkach PiS udało się powtórzyć wynik, który notowało w okresie apogeum politycznego sporu w 2007 r., i zbliżyć do rezultatu z 2010 r.

W kontekście jesiennych wyborów parlamentarnych należy zaznaczyć, że poparcie dla Komorowskiego w porównaniu z wynikiem PO z 2011 r. jest o ponad 600 tys. głosów niższe, a Dudy o niemal 900 tys. głosów wyższe.

W bliższej perspektywie drugiej tury dużo większe znaczenie ma rozkład poparcia na mapie Polski. Od początku walki PO i PiS do pierwszej partii należy zachód, a do drugiej wschód. Komorowski wygrał teraz w dziewięciu, a Duda w siedmiu województwach. Obaj mają po cztery bastiony, w których przekroczyli 40 proc. (Duda na Podkarpaciu uzyskał ponad 50 proc. poparcia).

Dużo ciekawsza może być walka tam, gdzie różnica była najmniejsza. Na Mazowszu Duda miał 36 proc., a Komorowski 33 proc. głosów. Na Śląsku kruchą przewagę ma zaś prezydent. Poparło go 32 proc. wyborców, a kandydata PiS 31 proc. mieszkańców regionu.

Kandydaci na ulicy

Po przegranej w pierwszej turze prezydent Bronisław Komorowski zaczyna ofensywę. Andrzej Duda wraca zaś do politycznych i rodzinnych korzeni. W pierwszym dniu kampanii zarzucano prezydentowi zbyt małą aktywność. W drugim jego sztab starał się nadrobić straty. We wtorek rano w ogrodach Belwederu gościł Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent zadeklarował następcy poparcie w drugiej turze. Przy okazji zaimprowizował małą konferencję prasową. Gdy prezydent już chciał kończyć wystąpienie, Kwaśniewski zwrócił się do dziennikarzy, czy są pytania, i przy okazji skrytykował kampanię głowy państwa. – Chciałbym, żeby ludzie PO zrozumieli, że jadą na jednym wozie – stwierdził.

Po trzygodzinnym zebraniu Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL również koalicjant Platformy poparł jej kandydata. Apel w tej sprawie wygłosił szef ludowców wicepremier Janusz Piechociński. W międzyczasie prezydent przeszedł z siedziby swojego sztabu do Pałacu Prezydenckiego, rozmawiając po drodze z przechodniami. Otrzymał wiele wyrazów sympatii, ale padały też trudne pytania. – Jak młody człowiek ma kupić mieszkanie, gdy zarabia 2 tys. zł? – usłyszał. – Wziąć kredyt, mieć pracę. Bezrobocie w Polsce spada, a w Anglii idzie w górę – odparł prezydent, przez co naraził się na krytykę w internecie.

Komorowski podpisał też we wtorek projekt nowelizacji konstytucji, co ma doprowadzić do referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. Skrytykował go za to Paweł Kukiz, który miał taki postulat w kampanii. – Komorowski nie wywiąże się z obietnic – stwierdził w radiowej Jedynce muzyk.

Andrzej Duda był we wtorek w rodzinnym Krakowie, gdzie na Wawelu złożył kwiaty na grobach swojego politycznego mentora Lecha Kaczyńskiego oraz Józefa Piłsudskiego, do którego odwołuje się PiS. Na rynku w Krakowie spotkał się z pielęgniarkami, a jego sztab zaprezentował nowy spot z udziałem żony kandydata.

Dokładna analiza wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich pozwala zobrazować obecną sytuację dwóch największych partii politycznych. Oficjalne dane podane przez Państwową Komisję Wyborczą we wtorek tuż po północy zestawiliśmy z wynikami wyborów od 2005 r.

Od tego czasu PO i PiS toczą ze sobą zacięte boje. Wzięliśmy pod uwagę tylko wybory do parlamentu (25 września 2005 r. i 21 października 2007 r.) oraz prezydenckie (9 i 23 października 2005 r. oraz 30 czerwca i 4 lipca 2010 r.), bo samorządowe mają inną specyfikę, a europejskie nieporównywalnie niższą frekwencję.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli