Tę historię opowiada z uśmiechem mecenas Grzegorz Orłowski ze spółki Orłowski, Patulski, Walczak. Sam tej sprawy nie prowadził, ale zapewnia, że jest jak najbardziej prawdziwa i z tego też powodu w środowisku prawniczym stanowi niezapomnianą anegdotę.
Pora lunchu, pracownicy wyciągają kanapki i popijają herbatę. Nagle zza rogu wyjeżdża widłowy wózek, a na nim o dziwo nie brygadzista w pełnym rynsztunku, a para kochanków w uściskach miłości. Załoga w szoku, a pracodawca wściekły. Nie miał wątpliwości, że nagana to dla Romea i Julii za mało.
– Chciał zwolnić dyscyplinarnie, ale nie mógł się powołać na uprawianie miłości w pracy, bo przecież w wyniku tego nie zostały naruszone w sposób umyślny pracownicze obowiązki. Proszę pamiętać, że do zbliżenia doszło w czasie przerwy na lunch, a przecież kodeks pracy nie narzuca jedzenia w tym czasie, a tym bardziej nie zabrania czułości – tłumaczy z sarkazmem mecenas Orłowski.
Dodaje, że przyczyna zwolnienia, choć zabawna, jest jak najbardziej właściwa. Zgodna z art. 52 k.p. i z rozporządzeniem ministra pracy i polityki socjalnej z 26 września 1997 w sprawie ogólnych przepisów bhp (DzU z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.).
Bezmyślność przełożonego i…
Na pytanie, czy słyszał o innych nietuzinkowych kazusach pracowniczych, radca prawny rzuca nimi jak z kapelusza.