To moja ostatnia wypowiedź na temat ustawy z 9 czerwca 2016 r. o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących. Tym razem już mniej w kontekście samej ustawy, co pojawiających na jego tle wykładni, a precyzyjnie – tzw. dobrych praktyk opracowanych w Ministerstwie Skarbu Państwa.
Wydanie tego dokumentu trzeba co do zasady ocenić pozytywnie. Nie ma nic złego w tym, aby właściciel, w tym przypadku szeroko rozumiane państwo, wyrażało swoje oczekiwania wobec osób reprezentujących jego interesy. Dlatego w niniejszej wypowiedzi nie tyle zajmuję się krytyką idei wydania tego dokumentu, co ustaleniem, w jakiej części jest on interpretacją prawa, a w jakiej jedynie emanacją oczekiwań, które same w sobie prawnego uzasadnienia nie mają.
Permanentna gotowość...
Podstawowy problem, jaki postrzegam w kontekście dobrych praktyk, to sugerowany opis sposobu wykonywania usługi. Zgodnie z „praktykami" czas pracy osób zarządzających jest nienormowany. Z powyższym jak najbardziej należy się zgodzić, jednak z trzema zastrzeżeniami. Pierwsze, że manager decyduje o tym, kiedy pracuje, byleby tylko wykonał swoje zobowiązanie. Po drugie, że przez czas pracy rozumie się także gotowość do reakcji na powstałą sytuację zarządczą, a nie tylko samą pracę. Po trzecie, że tak jak w przypadku innych praw człowieka czy też szeroko rozumianych praw pracowniczych, tak i osoba zajmująca się zarządzeniem musi mieć jakieś okresy odpoczynku.
Jak wspominałem w poprzednich wypowiedziach, państwo nie może oczekiwać od pracujących dla niego osób ponoszenia ryzyka dla zdrowia i życia, czy też rozbijania życia rodzinnego w sprawie tak „banalnej" jak zarządzanie spółką. Wszak nie mówimy tu o żołnierzach wysłanych na front.
Niestety wytyczne zdają się mówić w tej materii coś innego. „Nienormowalność" pracy rozumieją w ten sposób, że człowiek ma obowiązek pracować codziennie, a do tego bez limitu czasu pracy.