Chodzi o obowiązującą od kwietnia 2023 r. nowelizację kodeksu pracy oraz niektórych innych ustaw, która wdrożyła do polskiego porządku prawnego dwie unijne dyrektywy: w sprawie przejrzystych warunków pracy oraz godzenia obowiązków zawodowych i rodzinnych. Zgodnie z tymi regulacjami pracodawca musi np. uzasadniać wypowiedzenie umów na czas określony i konsultować je z reprezentującym pracownika związkiem zawodowym. Ja z kolei uważam, że każdy stosunek pracy powinien być zawierany na czas nieokreślony, tylko prostsze powinno być właśnie jego wypowiadanie. Były badania, które potwierdzały, że w takim przypadku trudności związane z rozwiązywaniem umów to jedna z kwestii, które mocno odbijają się na rynku pracy, w tym m.in. ograniczają decyzyjność pracodawców i powodują niechęć do ponownego zatrudniania w ramach stosunku pracy. Przepisy o zabezpieczeniu mogą się odbić zatem czkawką samym pracownikom. Pewnie duże firmy sobie z nowymi obowiązkami poradzą. Gorzej będą miały małe i średnie biznesy, których jest najwięcej.
Już 28 września wchodzą w życie przepisy, które zakładają całkowite zwolnienie pracowników z opłat sądowych od pozwów wnoszonych w sprawach pracowniczych. Pracownik, bez względu na wartość roszczenia, zapłaci tylko za apelację. Eksperci obawiają się związanych z tym negatywnych konsekwencji dla bezpieczeństwa finansowego niektórych firm. Podziela pani te obawy?
Można powiedzieć, że z punktu widzenia przedsiębiorców jest to kolejny przepis w nich wymierzony. Obecnie pracownik nie uiszcza opłat od pozwu, skargi kasacyjnej czy zażalenia jedynie w przypadkach, w których wartość roszczenia nie przewyższa 50 tys. zł. Natomiast jeżeli weźmiemy pod uwagę wysokość płacy minimalnej w przyszłym roku, to roczne wynagrodzenie będzie oscylować w granicach tej kwoty. W efekcie ci najmniej zarabiający i tak wielkich sum płacić by nie musieli. Jest oczywiście obawa, że rezygnacja z tego limitu może zachęcić pracowników do wytaczania firmom procesów na wyższe niż dotychczas sumy. Czy będzie takich spraw dużo, trudno stwierdzić. Często zatrudnieni rezygnują z sądowej walki. Ona trwa z reguły dosyć długo. Zabiera czas i nerwy, a nie tylko pieniądze. Nie jestem zatem przekonana, że będziemy mieli do czynienia z nawałem spraw pracowniczych w sądach. Na pewno jednak furtka do takiego scenariusza została otwarta. Z drugiej strony, jeżeli jednak pracownik nie będzie zadowolony z wyroku sądu pierwszej instancji i wniesie apelację, będzie musiał uiścić opłatę liczoną od pierwotnej wartości roszczenia (po odjęciu 50 tys. zł), a nie od niezasądzonej kwoty. Przykładowo – gdy domagał się on od pracodawcy 600 tys. zł, a sąd przyznał mu jedynie 400 tys. zł, to jeżeli zakwestionuje to orzeczenie w apelacji, będzie musiał uiścić opłatę liczoną od 550 tys. zł, a nie od 200 tys. zł. To też może być czynnik zniechęcający do wytoczenia procesu.
Pracodawców mogą też dosięgnąć konsekwencje afery wizowej. MSZ poinformowało, że wypowie umowy na outsourcing wizowy wszystkim firmom, którym od 2011 r. powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków w tym zakresie. Teraz zaczęły się pojawiać co prawda informacje, jakoby jeszcze żadnych kroków nie podjęto. Gdyby jednak rząd zdecydował się spełnić pierwotne zapewnienia, jak wpłynęłoby to na rynek pracy?