85-letni Berlusconi napisał w oświadczeniu, że po długich przemyśleniach zdecydował się „zrobić kolejny krok na drodze odpowiedzialności narodowej”. Poprosił też swoich zwolenników, by na niego nie głosowali.

Berlusconi mający za sobą niezliczone skandale seksualne i wyrok za oszustwa podatkowe, powiedział, że nie chce, aby jego nazwisko stało się przyczyną „polemik i sporów”, na które kraj nie może sobie pozwolić podczas pandemii.

Perspektywa wygrania przez niego siedmioletniej kadencji prezydenta, stanowiska, które ma stanowić swoisty moralny kompas dla narodu i reprezentować narodową jedność, wywołała protesty w Rzymie.

Berlusconi zapowiedział, że planuje pozostać szefem centroprawicowej partii Forza Italia, którą założył trzy dekady temu. Podkreślił też, że chciałby, żeby premier Mario Draghi pozostał na stanowisku. Były szef Europejskiego Banku Centralnego kieruje pandemicznym rządem jedności, ale wyraził zainteresowanie zostanie następcą prezydenta Sergio Mattarelli, którego kadencja wygasa 3 lutego.

Prawodawcy w parlamencie, a także specjalni elektorzy regionalni, rozpoczną w poniedziałek tajne głosowanie, które ma wyłonić następnego prezydenta Włoch.