Osoby zarządzające spółkami muszą mieć świadomość, że mogą odpowiadać za ich długi podatkowe. Da się tego uniknąć, wykazując m.in., że we właściwym czasie zgłoszono wniosek o ogłoszenie upadłości. Ustalenie tego momentu od lat sprawia problemy, a może być jeszcze trudniejsze w pandemii, gdy kondycja finansowa firmy może pogorszyć się z dnia na dzień. Jedno jest pewne: przed odpowiedzialnością nie chroni niewiedza. Przypomniał o tym ostatnio Naczelny Sąd Administracyjny.
Słony rachunek
Sprawa dotyczyła prezesa spółki z o.o., na którego fiskus przeniósł odpowiedzialność za jej zaległy VAT za grudzień 2013 r. Rachunek za zasiadanie w fotelu prezesa okazał się słony, bo chodziło o ponad 30 tys. zł.
Czytaj też: Odpowiedzialność za zobowiązania podatkowe w spółkach: Im więcej compliance, tym mniej ryzyka
Urzędnicy wskazali, że mężczyzna był członkiem zarządu spółki w czasie, w którym upływał termin płatności zobowiązania. Od maja 2009 r. piastował stanowisko prezesa spółki. Funkcję tę pełnił do listopada 2015 r. Dalej tłumaczyli, że w toku postępowania egzekucyjnego prowadzonego wobec spółki nie ustalono majątku, z którego dałoby się ściągnąć zaległość. A w takiej sytuacji fiskus może przenieść odpowiedzialność za dług na członka zarządu. Jednocześnie urzędnicy podkreślili, że prezes nie wykazał, aby zaistniały okoliczności zwalniające go z odpowiedzialności za zaległości podatkowe spółki. W szczególności, aby we właściwym czasie zgłoszono wniosek o ogłoszenie upadłości.
Prezes bronił się, że faktycznie nie brał udziału w pracach zarządu i nie miał wiedzy o stanie spółki, bo funkcje zarządcze w rzeczywistości sprawował dyrektor handlowy. Na potwierdzenie tego przedstawił wyrok uniewinniający go od zarzutu, że od września 2012 r. do stycznia 2013 r., będąc prezesem zarządu, nie wpłacał w ustawowym terminie VAT.