Pandemia, która nagle uderzyła w światową gospodarkę, zachwiała także niejedną polską firmą. Ta nadzwyczajna sytuacja uwolniła też jednak niespotykane pokłady biznesowej solidarności. Całe branże z własnej woli szukały rozwiązań, które choć trochę ulżą kontrahentom w tych trudnych czasach. Jedną z nich była branża leasigowa, która w obliczu wirusa nie robiła problemu z odraczaniem czy wydłużaniem harmonogramu rat leasingowych. Dziś za ten gest solidarności słony rachunek może wystawić fiskus.
Problematyczne rozliczenie
Chodzi o przedsiębiorców, którzy kontynuowali rozliczanie pełnych kosztów od aut w leasingu.
Czytaj także: Fiskus nie chce PIT od samochodów po leasingu
– Od 2019 r. ustawodawca postanowił wprowadzić limity dla opłat zaliczanych do kosztów podatkowych wynikających m.in. z umowy leasingu czy najmu. Przewidział jednak wyjątek dla przedsiębiorców, którzy auta w leasing wzięli przed 2019 r. Ci na zasadzie praw nabytych mogą stosować stare zasady, czyli opłaty leasingu wrzucać w koszty podatkowe w pełnej wysokości – wyjaśnia Krzysztof J. Musiał, doradca podatkowy, partner w kancelarii Musiał i Partnerzy.
Jest jednak mały haczyk. Ustawodawca zastrzegł bowiem, że podatnicy stracą przywilej, jeśli takie zawarte do 31 grudnia 2018 r. później zostaną zmienione lub odnowione. I dziś na ten haczyk może się złapać firma, która w obliczu koronawirusa przyjęła pomocną dłoń firmy leasingowej i renegocjowała zasady spłaty rat za auto.