Piwo dobrze nawilża gardło, relaksuje, zmniejsza tremę, jednym słowem, ułatwia prowadzenie spotkania z klientami. Te argumenty nie przekonały fiskusa, który nie zgodził się na rozliczanie zakupów złotego trunku w podatkowych kosztach.
O interpretację wystąpił właściciel jednoosobowej kancelarii doradztwa podatkowego. Jednym z celów jego działalności jest popularyzowanie prawa podatkowego. Organizuje spotkania z potencjalnymi klientami, na których przekazuje swoją wiedzę. Na wykłady kupuje piwo i chce rozliczyć wydatki w podatkowych kosztach.
Dodatkowe walory
Argumentów ma kilka. Podkreśla, że nie można prowadzić długich spotkań bez spożywania napojów. W czasie prelekcji trzeba bowiem nawilżać gardło. Do nawilżania wybrał piwo, ponieważ ma ono też dodatkowe walory: relaksuje i pomaga w zmniejszeniu tremy podczas wystąpień, dzięki czemu stają się one bardziej intrygujące. Powinno się to przełożyć na wzrost zainteresowania usługami doradcy i zapewnić uzyskiwanie przychodów. Można więc uznać, że koszty są ponoszone w celu reklamy jego działalności.
Przedsiębiorca dodaje, że wydatki na piwo nie są przesadnie wysokie, nie kupuje też trunków luksusowych. Wskazuje, że motyw spożywania alkoholu z jednoczesnym przekazywaniem wiedzy jest popularny w kulturze masowej.
Lepsza woda i sok
Co na to skarbówka? Okazała się nieczuła na argumentację doradcy. Przyznała, że prowadzący długie spotkania powinien spożywać napoje. Nie musi to być jednak alkohol, prelegent może pić wodę albo sok. Zdaniem fiskusa piwo nie podnosi jakości i profesjonalizmu prowadzonych zajęć. Jego konsumpcja w czasie wykładu odbiega od ogólnie przyjętych norm społecznych. Alkohol nie jest materiałem dydaktycznym, bez którego nie da się przeprowadzić spotkania z klientami.