Do napisania tego tekstu zainspirował mnie artykuł dr. Marcina Warchoła „Szczególna staranność dziennikarza a karalność zniesławienia" („Palestra" 2013, nr 9–10, s. 26–35). Autor trafnie wychwycił pułapki komplikujące odpowiedź na pytanie o próg bezprawności enuncjacji prasowych, przed którym krytyka czyjegoś postępowania nie jest naruszeniem dóbr osobistych w rozumieniu art. 23–24 k.c. ani występkiem tzw. zniesławienia medialnego określonego w art. 212 § 2 k.k. Przyjmijmy, iż obiektem dziennikarskiej kontestacji był publiczny eksces VIP-a, ten zaś uparcie zaprzecza prawdziwości stawianego mu zarzutu i straszy redakcję sądem. W tym samym celu załóżmy, że żurnalista sprostał ustawowemu obowiązkowi dochowania szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu oraz wykorzystaniu materiału prasowego.
Rozwiązanie kazusu, na pierwszy rzut oka prokuratorskiego, zwłaszcza niedojrzałego, wydawać się może proste. Dzięki prawu cywilnemu nasz dziennikarz zapewne uniknie odpowiedzialności cywilnej, ponieważ jego czyn w tym entourage'u nie jest bezprawny. Nieco inaczej wypadnie na tle prawa karnego. Wszelako art. 213 § 1 k.k., jeśli go czytać jak reklamę mydła, odbiera zniesławieniu osoby pełniącej funkcję publiczną walor przestępstwa jedynie wówczas, gdy uczyniony publicznie zarzut jest prawdziwy. Na wyższej półce ontologicznej rację okazuje się mieć dr Warchoł. Wspierają go autorytety na miarę Sądu Najwyższego, prof. Andrzeja Zolla czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Trudno wszakże wyobrazić sobie osobny byt dwóch bezprawności: cywilnej i karnej. Podobnie niedorzecznie brzmi konstatacja, jakoby mogło istnieć samo tylko bezprawie karne.
Niebezpieczna autonomia
Gdy zgłębiałam ów problem, wróciły wątpliwości co do aktualnych metod zwalczania pustych faktur VAT, czyli nieodzwierciedlających rzeczywistych zaszłości gospodarczych. No bo gdzie szukać racji uznania w prawie karnym powszechnym krętactwa, które polega na wystawianiu czy bodaj podrabianiu lub przerabianiu takowych, ewentualnie na ich użyciu za przestępstwo o wyższym ciężarze gatunkowym niż tzw. fałsz materialny bądź intelektualny każdego innego dokumentu w sensie art. 115 § 14 k.k., a nawet za zbrodnię (B. Mik: „Wielka afera fakturowa", „Rzeczpospolita" z 18 marca)? Czyżby prawotwórca nagle znalazł dowody na wsparcie tezy, że zamach na rzetelność lub autentyczność akurat faktury wyróżnia się pozaziemskim ładunkiem bezprawności? Jeśli rozwiązanie zagadki leży właśnie tutaj, stajemy oko w oko z koncepcją, której słusznie sprzeciwia się pan doktor, dopuszczającą autonomię bezprawia karnego. Bardzo niebezpieczną dla demokratycznego państwa prawnego, bo pozwalającą manipulować prawem karnym pod byle pretekstem. Ignorującą okoliczność, że kryminalizowane zachowania w innych dziedzinach prawa mogą być dozwolone, prawnie neutralne bądź szkodliwe w stopniu nieuzasadniającym reakcji środkami z piekła rodem.
Międzyresortowa gra
Tajemnica wzmożonej ochrony prawnokarnej faktur jawi się zupełnie mętnie, gdy sobie uzmysłowimy, że front walki w tym kierunku otworzyło także, prócz resortu sprawiedliwości i od niego niezależnie, Ministerstwo Rozwoju i Finansów wraz z sejmową Komisją Finansów Publicznych. Zaowocowało to własnym zwycięstwem strażników budżetu na polu prawa karnego, tyle że skarbowego. Reguły aneksji i kontrybucji spisano w obowiązującej od 1 stycznia ustawie z 1 grudnia 2016 r. o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług oraz niektórych innych ustaw (DzU z 2016 r., poz. 2024, dalej: nowela fakturowo-skarbowa). Motywy odnajdziemy w rządowym projekcie tego aktu (druk nr 965).
W ostatnim dokumencie, wrzuconym do laski marszałkowskiej 28 października 2016 r., najbardziej rozbraja brak wzmianki o tym, że przeszło miesiąc wcześniej gabinet pod tym samym przywództwem zaangażował Sejm w wojnę z fałszerstwem faktur siłami Ministerstwa Sprawiedliwości w porozumieniu z komisją nadzwyczajną do spraw zmian w kodyfikacjach. Przecież nikt nie uwierzy w ukrycie przed wicepremierem druku nr 888, na bazie którego uchwalono, z mocą od 1 marca 2017 r., omówioną przeze mnie poprzednio ustawę z 10 lutego 2017 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw (DzU z 2017 r. poz. 244). Przeraża natomiast dezynwoltura, z jaką usiłuje się tłumaczyć zmiany wprowadzane w prawie karnym skarbowym. I czarna dziura w miejscu, w którym wypadało choćby z grubsza zreferować konsekwencje prawne starcia się obu inicjatyw.