W uchwalonym pakiecie nowelizacji, zwanym przez rząd Polskim Ładem, jest podatek „minimalny", który ma obciążać firmy przynoszące permanentne straty albo wykazujące rentowność poniżej 1 proc. przychodów w dochodach. Podstawą naliczania ma być przychód firmy. Rząd argumentował: to sposób na wielkie międzynarodowe korporacje unikające w Polsce płacenia podatku dochodowego.
Ta nowa danina będzie jednak należna nie tylko od przychodów, ale i od pewnego rodzaju kosztów. Chodzi m.in. o usługi doradcze, badania rynku, reklamowe, zarządzanie, przetwarzanie danych czy ubezpieczenia. Kto, wykazując stratę lub osiągając niską rentowność (nie więcej niż 1 procent), będzie ponosił koszty (nie przychody!) takich usług świadczonych przez podmioty powiązane, zapłaci od ich wartości 10-proc. podatek. Będzie się go wyliczało na podstawie wzoru matematycznego z kilkoma zmiennymi, ale reguła pozostanie taka sama: kto zapłaci podmiotom grupowym za np. doradztwo – poniesie ciężar nowego podatku.
Czytaj więcej
Nowy podatek od dużych korporacji ma przeciwdziałać optymalizacjom związanym m.in. z rozliczeniami za usługi niematerialne.
Fiskus nie lubi
Takie usługi już dziś są restrykcyjnie traktowane w ustawie o CIT. Takich świadczeń nabywanych od podmiotów powiązanych nie można zaliczać w koszty, jeśli przekroczą one 3 mln zł plus 5 proc. zysku firmy przed opodatkowaniem (EBITDA). Ta wprowadzona przed kilku laty zmiana miała ograniczyć nadużycia podatkowe z wykorzystaniem fikcyjnie świadczonych usług albo ustalanie ich cen na zawyżonym poziomie.
W dzisiejszych przepisach jest jednak wyjątek. Jeśli koszty tych usług da się bezpośrednio powiązać z wytworzeniem czy nabyciem towarów lub świadczeniem usług bądź też podatnik uzyska uprzednie porozumienie cenowe (APA) – limitu się nie stosuje.