Słyszałem opinię, że mężczyźni walczą dla siebie, a kobiety dla trenera....
Potrafiłam przenieść góry, gdy czułam, że trener we mnie wierzy. Gdy tego nie widziałam, to i u mnie pojawiał się dół. Mogłam nie być doskonale przygotowana, ale gdy Paweł powiedział, że będzie dobrze, to wiedziałam, że będzie. Najciężej jest pracować z kobietami, bo one potrafią być zazdrosne o słowa trenera. W książce opisuję, jak pokłóciłam się z Bartkiem Kizierowskim o to, że kolegom powiedział „bardzo dobrze", a mnie tylko „dobrze". Już był foch (śmiech). A jak są trzy dziewczyny i tylko jedna usłyszy, że jest super, a pozostałe „dobrze" lub „OK"? To wtedy wszystkie są obrażone. Albo trzeba chwalić po równo albo nie chwalić na forum. To jest podróżowanie między emocjami. Paweł tak podróżował, że potrafił nas ze sobą skłócić. Dzięki temu byłyśmy bardziej zależne od niego.
Z Pauliną Barzycką dalej się jednak pani przyjaźni.
Przepracowałyśmy to i wiemy, że to był tylko trening. Każda z nas była skupiona na sobie. Nienawidziłam przegrywać, więc napędzałyśmy się z Pauliną podczas treningów i robiłyśmy niesamowite wyniki. Pamiętam, jak przed igrzyskami w 2004 r. kupiłyśmy Pawłowi na Słowenii karton papierosów, mówiąc: „Niech trener ma, żeby mógł sobie spokojnie wypalić, bo my wiemy, że to kosztuje trochę nerwów".
Byliście najlepszą grupą w historii polskiego pływania. Pani była pierwsza, a ci nowi byli onieśmieleni czy wchodzili bez kompleksów?
Osiągnęłam sukcesy, związek dostał więcej pieniędzy dzięki temu i można było rozszerzyć grupę. Z perspektywy czasu uważam, że niektórzy dostali za dużo, za darmo. Wchodzili do kadry i czuli się wielcy, nie mając osiągnięć. Wystarczyło im, że byli. Zasady niby były, ale łamane. Mieliśmy dużo talentów, ale niewykorzystanych, bo za szybko poczuły się gwiazdami. Przez pewien czas byliśmy jednak bardzo mocni. Z mistrzostw Europy w 2006 r. przywieźliśmy worek medali. To był sukces Pawła Słomińskiego.
Dzisiaj też tracimy talenty?
Patrzę na to i staram się analizować, gdzie nam się to wszystko rozmywa. Słyszę od trenerów: oni nie pracują tak ciężko jak wy. Może jednak jest inna droga, złoty środek?
Może warto stworzyć ośrodek w dużym mieście? Lublin ostatnio otworzył się na pływanie.
Taki ośrodek sprawdziłby się tylko z trenerami, którzy mają duże umiejętności psychologiczne, wielki autorytet. Oni nie mogą patrzeć na zawodników jak na maszyny. Trzeba myśleć o ich edukacji, rozwoju, o tym, żeby mieli gdzie wyczyścić głowę. Młodzi nie są gotowi na taką pracę jak kiedyś. Chcą mieć także normalne życie.
Pani była liderką kadry, potrafiła pani krzyknąć, postawić do pionu?
Czasami potrafiłam, ale jednak byłam raczej wycofana, skupiona na treningu. Mogłam doradzić, ale nie lubiłam się narzucać. Po zajęciach szłam na spacer, czytałam, oglądałam film albo szłam spać. Koledzy grali wtedy w gry komputerowe. Mówiłam im, że tracą energię, nie regenerują się. My mieliśmy wyjścia po głównym sezonie, ale już byłam tak nauczona, że nie przekraczałam miary w zabawie. Młodsi takie błędy popełniali. Milion razy mówiłam, że trzeba skończyć szkołę, bo kariera nie trwa wiecznie. Po latach przyznają mi rację. Ale wiem, że nie każdego da się zmusić do ciężkiej pracy, i obawiam się, że jeśli zawodnik powiedziałby mi: „nie daję rady", to od razu porównywałabym go z sobą. Chyba byłabym katem. Takim „Słomą" w żeńskim wydaniu. Nie wiem, czy każdy byłby na to gotowy.
Takie książki jak „Otylia – moja historia" pomagają zamykać rozdziały w życiu. Co pani zamyka?
Wiem, że nie wrócę do sportu wyczynowego, chyba że jako działacz lub w swoich projektach, m.in. szukając młodych talentów. Może wystartuję w zawodach masters (śmiech)? Mam rodzinę, do niektórych, najtrudniejszych tematów jak śmierć brata już nie chcę wracać i nigdy nie wrócę. Byłam świadoma, że jeśli książka powstanie, to wypadek będzie musiał tam być opisany, bo inaczej pojawią się głosy, że to omijam. Ja już to przetrawiłam, żyję z tym, nie jest to już dla mnie ciężarem. Jestem w stanie mówić, ale mówię po raz ostatni. Najważniejsza część tej książki to sukcesy sportowe. Może kiedyś jeszcze napiszę poradnik pływacki, gdzie opowiem więcej anegdot? Chciałabym, żeby czytelnicy mojej biografii wyczytali z niej inspirację do działania, motywację do realizacji marzeń i to, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Są tylko takie, do których się słabo przykładamy.