Są jakiekolwiek szanse na to, że wróci pan na mecze z Katarem i kolejne spotkanie? Oby był to oczywiście finał.
Krzysztof Lijewski: Raczej nie ma takich szans. Mam zerwane ścięgno i mam kłopoty z tym by normalnie się poruszać, a co dopiero mówić o bieganiu, robieniu zwodów, skakaniu i przyspieszaniu. Bardzo oczywiście bym chciał, ale pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć.
Jak się ogląda takie mecze z trybun?
Bardzo ciężko. Wyjątkowo mocno je przeżywam. To zupełnie co innego oglądać spotkanie z trybun, a co innego z parkietu czy nawet ławki, gdy w każdej chwili można wejść i pomóc. Gdy gram to nie czuję żadnego stresu ani niepewności. Po prostu koncentruje się na swoich zadaniach. Natomiast gdy siedzę na trybunach i nie mogę zrobić absolutnie nic, mogę tylko się przyglądać, to mnie aż serce boli. Chciałbym wstać, wbiec na boisko, pomóc kolegom, a mogę tylko obserwować, podpowiadać i trzymać kciuki. Dla każdego zawodnika kontuzjowanego największą karą jest to przyglądanie się z boku.
To może trzeba było wrócić do Polski?