Lech, który miał najwięcej domowych zwycięstw w lidze, który ze stadionu przy Bułgarskiej uczynił twierdzę, przegrał drugi kolejny mecz u siebie i stracił pozycję lidera. Słowo „przegrał" nie oddaje zresztą skali porażki z Górnikiem.
Chociaż skończyło się na wyniku 4:2 dla gości, to w 73. minucie tablica pokazywała kompromitujące dla poznaniaków 0:4. Ostatni raz Lech stracił cztery gole w lidze w meczu rozgrywanym w Poznaniu w 2006 roku, gdy przegrał z Cracovią 3:4. Jedną z bramek dla Lecha zdobył ostatni chyba wciąż aktywny piłkarz z tamtego spotkania, czyli Marcin Wasilewski.
Ale nawet wtedy nie było momentu, by Lech przegrywał 0:4, a i emocji kibice, którzy wówczas pofatygowali się na stadion, przeżyli więcej. Cracovia prowadziła już 3:0, ale drużyna trenowana wtedy przez Franciszka Smudę pięć minut przed końcem doprowadziła do remisu i dopiero tuż przed gwizdkiem decydującą bramkę dla gości zdobył Piotr Giza. Później (w 2009 roku) Lech przegrał jeszcze 2:4 z Polonią Warszawa, ale we Wronkach.
W sobotę gospodarze zaczęli nieźle. Już w ósmej minucie w pole karne Górnika wpadł Kamil Jóźwiak i soczyście uderzył z 18 metrów, piłka minęła Tomasza Loskę, ale zamiast wpaść do bramki, odbiła się od słupka i wróciła w pole. Cztery minuty później po prostopadłym podaniu Radosława Majewskigo Jóźwiak znalazł się sam na sam z bramkarzem Górnika, ale przegrał pojedynek. Przy stanie 1:0 dla gości Loska dwukrotnie świetnie interweniował po uderzeniach głową Christiana Gytkjaera.
Jak z tego widać, Lech miał swoje szanse w sobotni wieczór. Zaczął je jednak wykorzystywać dopiero pod koniec spotkania, gdy frustracja kibiców sięgnęła zenitu, a dwa zdobyte gole nikogo na trybunach nie udobruchały.