Nowy sezon, a w Legii wszystko po staremu. Jeśli obowiązująca już od pięciu lat zasada – z rocznym odstępstwem – ponownie znajdzie zastosowanie, to po pierwszej kolejce warszawscy kibice mogą być spokojni.
Wszystko idzie zgodnie z planem: ich Legia na inaugurację przegrała 1:3 i tym samym wysłała jasny sygnał, że w maju – już z nowym trenerem i po szaleńczym pościgu – będzie się cieszyć z kolejnego mistrzostwa.
Strażak przetrwał
Ostatnim trenerem Legii, który zdobył mistrzostwo, pracując przez cały sezon, był Jan Urban w 2013 roku. W następnych pięciu latach klub z Warszawy czterokrotnie wywalczył tytuł, za każdym razem wedle tego samego schematu: zły start, kolejne porażki, obsuwanie się coraz niżej w tabeli, aż w końcu wymiana szkoleniowca. Następca rozpoczynał pościg za czołówką, doganiał ją i na finiszu wyprzedzał. Legia wygrywała zazwyczaj ekstraklasę z minimalną przewagą.
Tylko raz w ciągu tych pięciu lat zrobiono w Warszawie odstępstwo od tego scenariusza – cały sezon 2014/2015 przepracował Norweg Henning Berg. Mistrzem Polski został wówczas Lech Poznań. W pozostałych latach za mistrzostwo odpowiedzialny był zawsze duet, a nawet – jak w zeszłym sezonie – tercet.
Dean Klafurić przejął samodzielnie zespół w kwietniu. Miał być tylko strażakiem i skończyć sezon za Romea Jozaka, ale po zdobyciu dubletu – mistrzostwa i Pucharu Polski – Dariusz Mioduski postanowił dać mu prawdziwą szansę.