Hazard jest już podobno po słowie z Realem, a finał w Azerbejdżanie ma być jego ostatnią misją w Chelsea. Spędził w niej siedem lat, zdobył dwa tytuły mistrzowskie, Puchar Ligi i Anglii. Jeszcze w pierwszym sezonie wygrał Ligę Europy. A właściwie patrzył, jak robią to koledzy. Przez kontuzję pozostała mu wtedy rola widza. Chelsea pokonała Benficę 2:1 po golu Branislava Ivanovicia w doliczonym czasie. Teraz Hazard chciałby zagrać główną rolę.
We wspomnianym finale z Benficą w bramce londyńczyków stał Petr Cech, uznawany za jednego z najlepszych fachowców na swojej pozycji. Człowiek, który rok wcześniej przyłożył rękę do historycznego triumfu klubu w Lidze Mistrzów (obronił trzy rzuty karne), wkrótce popadł jednak w kłopoty zdrowotne i stracił miejsce między słupkami. Nie chciał siedzieć na ławce, w 2015 r. przeprowadził się na północ Londynu i już przy pierwszej okazji spotkał się z byłym zespołem.
Jego Arsenal wygrał z Chelsea 1:0 i sięgnął po Tarczę Wspólnoty. W marcu 2018 roku Cech został pierwszym bramkarzem, który nie puścił gola w 200 meczach Premier League. Ale gdy w obecnym sezonie doznał kolejnej kontuzji i musiał ustąpić miejsca Berndowi Leno, zdecydował, że pora kończyć karierę. Ogłosił to już w styczniu i zdania nie zmienił.
W środę, kilka dni po swoich 37. urodzinach, powinien jednak wyjść na boisko. Liga Europy to jego podwórko. Rozegrał w niej dziesięć z 14 spotkań, statystyki przemawiają na jego korzyść. Mimo tych liczb pojawiły się głosy, że nie powinien bronić w meczu przeciw swojemu byłemu pracodawcy. Zwłaszcza że ma wrócić na Stamford Bridge jako dyrektor sportowy. Unai Emery naciskom kibiców raczej nie ulegnie i Cech otrzyma szansę, by odejść w chwale.
– Do jego sportowej klasy i profesjonalizmu nie mam żadnych zastrzeżeń. To w dużej mierze dzięki niemu jesteśmy w finale – przypomina Emery. Trener z Kraju Basków w jeden wieczór może zrobić więcej niż jego bardziej znany poprzednik przez dwie dekady.