Szejkowie chcą kupić Napoli

Inwestorzy z Bliskiego Wschodu zarzucili sieć na kolejny wielki klub po Manchesterze City i Paris Saint-Germain. Tym razem padło na Włochy. Chcą przejąć Napoli, w którym zapanował chaos.

Aktualizacja: 18.11.2019 11:06 Publikacja: 18.11.2019 11:00

Szejkowie chcą kupić Napoli

Foto: Tarkus42 [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)]

Rządząca Katarem rodzina Al-Thani wycenia klub na 560 mln euro. Właściciel Aurelio De Laurentiis oczekuje podobno 900 mln, ale niewykluczone, że zejdzie z ceny. Jeszcze niedawno żartował, że chciałby stać na czele Napoli do swoich 120. urodzin, ale odkąd latem ubiegłego roku kupił upadające, grające w trzeciej lidze Bari, pojawiają się głosy, że stracił chęć inwestowania w Neapolu.

- Kibice Napoli chcą być rozpieszczani i kochani, a Aurelio ma teraz dwoje dzieci, nie jedno. On jest świetnym przedsiębiorcą, ale nie może kierować obydwoma klubami. Musi dokonać wyboru i to szybko - twierdzi Angelo Pisani, jeden z czołowych włoskich prawników, reprezentujący w przeszłości interesy m.in. Diego Maradony.

Tysiąc autokarów

De Laurentiis kupił Napoli 15 lat temu, kiedy - podobnie jak teraz Bari - klub znalazł się na krawędzi, zbankrutował, spadł do Serie C - tak nisko jak nigdy wcześniej. Akcja ratunkowa w wykonaniu charyzmatycznego producenta filmowego mogła powodować obawy. Ale drużyna błyskawicznie pięła się w górę. Trzy lata później była znów w Serie A, po trzech kolejnych wskoczyła na podium i na dobre zadomowiła się w czołówce, grając regularnie w Lidze Mistrzów.

Miłości kibiców De Laurentiisowi to jednak nie zapewniło. Głównym zarzutem kierowanym pod jego adresem jest polityka transferowa, skutecznie uniemożliwiająca walkę o tytuł z Juventusem. - Chcą milionowych transferów, a kupują podrobione koszulki i wchodzą na stadion bez płacenia - odpowiada prezes na krytykę.

Stadion San Paolo to kolejne źródło konfliktów. Dla kibiców miejsce kultu, na którym grał Maradona. Dla De Laurentiisa - po prostu "kibel", zagrażający bezpieczeństwu ludzi, na którym nie da się zarabiać. Gdy zaproponował budowę nowego obiektu i ośrodka treningowego poza miastem, usłyszał, by lepiej sam się tam wyniósł. Pomysł przeniesienia meczów Ligi Mistrzów do Bari sympatyków też mu nie przysporzył, choć obiecał, że z własnej kieszeni zapłaci za tysiąc autokarów, które dowiozłyby kibiców.

Obóz karny

Poprawnością polityczną głowy De Laurentiis nigdy sobie nie zaprzątał. Piłkarzy przed transferami do Premier League chciał powstrzymać opowieściami, że "angielskie kobiety nie myją swoich genitaliów". Jednego z zawodników ukarał za pozowanie do gejowskiego magazynu.

Autorytarny styl zarządzania dał o sobie znać również tydzień temu po zremisowanym meczu z Red Bull Salzburg w Lidze Mistrzów. Prezes wymyślił karny obóz treningowy w klubowym ośrodku. Zespół miał tam spędzić w sumie tydzień i przygotowywać się do ligowego spotkania z Genoą.

Wiadomość tę poszedł przekazać zawodnikom syn De Laurentiisa Edoardo. Straszył ich karami finansowymi, doszło do awantury i rękoczynów, ale groźby przyniosły odwrotny efekt, niż oczekiwano. Piłkarze zamiast stawić się na zgrupowaniu, rozjechali się do domów autami. Trener Carlo Ancelotti, próbujący uspokoić nerwową sytuację, nie przyszedł na obowiązkową konferencję.

Napoli zmarnowało szansę, by dwie kolejki przed końcem fazy grupowej Champions League zapewnić sobie awans do 1/8 finału.

W Serie A nie wygrało czterech meczów z rzędu i po 12 kolejkach zajmuje dopiero siódme miejsce, tracąc do prowadzącego Juventusu już 13 punktów.

Drużyna krytykowana jest za brak stylu, trener - za ciągłe rotowanie składem. Telewizja Sport Mediaset twierdzi, że Ancelotti dostał ultimatum: jeśli w dwóch najbliższych spotkaniach (z Milanem w Serie A i z Liverpoolem w Lidze Mistrzów) gra Napoli nie ulegnie poprawie, pożegna się z posadą. Ponoć myśli już o powrocie do Mediolanu.

Wynajęci ochroniarze

Pod Wezuwiuszem wrze. Chuligani stanęli po stronie właściciela. Wyzywają piłkarzy od najemników i rzucają w nich monetami, posunęli się nawet do aktów przemocy. Zdemolowali dom Brazylijczyka Allana, włamali się do auta żony Piotra Zielińskiego - wybili szybę, ukradli kilka cennych przedmiotów.

Po tych wydarzeniach piłkarze Napoli, obawiając się o swoje zdrowie, wynajęli ochroniarzy. W strachu żyją ich rodziny. Małżonka Lorenzo Insigne przeprowadziła się do teściów, a żona Zielińskiego wróciła do Polski. Większość zawodników zaczęła się mocno zastanawiać nad transferami do innych klubów.

W tej grupie są Polacy. Zieliński nakazał swojemu agentowi wstrzymanie negocjacji w sprawie przedłużenia umowy. Wątpliwości zaczął mieć również Arkadiusz Milik, choć zdaniem "Gazzetta dello Sport" będący ostatnio w świetnej formie polski napastnik już wcześniej zaakceptował warunki nowego kontraktu, w tym proponowane milion euro podwyżki.

Milik też padł kiedyś ofiarą napaści. Przed rokiem, po wygranym meczu z Liverpoolem, drogę zajechało mu dwóch mężczyzn na motorze. Jeden z nich podszedł do jego auta, przystawił do głowy pistolet i zażądał oddania zegarka.

Nastolatek z Norwegii

Domagający się podwyżek Dries Mertens i Jose Callejon, usłyszeli od prezesa, że jeśli zależy im tak bardzo na pieniądzach, powinni wyjechać do Chin. Mertens z propozycji nie skorzystał, ale jest już po słowie z Interem.

De Laurentiis nie zamierza wydawać fortuny na pensje, ale jednocześnie przymierza się do pobicia transferowego rekordu klubu i kupna Erlinga Haalanda. 19-letni Norweg, grający w ataku Red Bull Salzburg, to odkrycie tego sezonu. Zdobył już 26 bramek, aż siedem w Lidze Mistrzów (trzy w spotkaniach z Napoli). Uwielbia strzelać seriami - zanotował już pięć hat tricków. Za cudownego nastolatka, syna byłego obrońcy Nottingham Forest, Leeds i Manchesteru City Alfa-Inge Haalanda, prezes byłby podobno gotowy zapłacić 40 mln euro. Więcej niż w 2013 roku za Gonzalo Higuaina.

Argentyńczyk był bożyszczem kibiców, ale po przejściu do Juventusu stał się wrogiem publicznym numerem jeden. Palono jego koszulki, zakładano je na kosze na śmieci, a właściciele jednej z restauracji w przypadku kontuzji Higuaina sprzedawali pizzę za symboliczne euro.

Droga od bohatera do zera bywa w futbolu krótka. W Neapolu wyjątkowo.

Rządząca Katarem rodzina Al-Thani wycenia klub na 560 mln euro. Właściciel Aurelio De Laurentiis oczekuje podobno 900 mln, ale niewykluczone, że zejdzie z ceny. Jeszcze niedawno żartował, że chciałby stać na czele Napoli do swoich 120. urodzin, ale odkąd latem ubiegłego roku kupił upadające, grające w trzeciej lidze Bari, pojawiają się głosy, że stracił chęć inwestowania w Neapolu.

- Kibice Napoli chcą być rozpieszczani i kochani, a Aurelio ma teraz dwoje dzieci, nie jedno. On jest świetnym przedsiębiorcą, ale nie może kierować obydwoma klubami. Musi dokonać wyboru i to szybko - twierdzi Angelo Pisani, jeden z czołowych włoskich prawników, reprezentujący w przeszłości interesy m.in. Diego Maradony.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Bayern w półfinale, Arsenal żegna się z rozgrywkami