- Gubię się już, ilu zawodników mam do dyspozycji - nie ukrywał Alberico Evani, zastępujący Roberto Manciniego w roli selekcjonera reprezentacji Włoch.
Mancini nie mógł usiąść w niedzielę na ławce, bo zachorował na Covid-19. Kwarantanna zatrzymała w domach też kilku piłkarzy, do tego doszły kontuzje i kartki. W obronie zabrakło Giorgio Chielliniego i Leonardo Bonucciego, w pomocy Marco Verrattiego, a w ataku króla strzelców Serie A Ciro Immobile. A i tak grający w nowych, czerwonych koszulkach Polacy mieli przez większość czasu kłopoty z wyjściem z własnej połowy.
Jerzy Brzęczek dał od początku szansę Jakubowi Moderowi, wystawił pięciu piłkarzy występujących na co dzień we Włoszech (Wojciech Szczęsny w bramce oraz Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Arkadiusz Reca i Karol Linetty), na skrzydłach zagrali Sebastian Szymański i Kamil Jóźwiak, a z przodu Robert Lewandowski. Na ławce zostali Piotr Zieliński, tak chwalony przez trenera po meczu z Ukrainą, i Kamil Grosicki, który na początku tygodnia doznał urazu.
Do składu wrócił Grzegorz Krychowiak. I to on w 26. minucie przewrócił w polu karnym Andreę Belottiego, a Jorginho pewnym strzałem pokonał Szczęsnego.
Szybkie i kombinacyjne ataki gospodarzy sprawiały Polakom ogromne problemy. Przypominały się sceny z niechlubnego występu w Amsterdamie przeciw Holandii na inaugurację Ligi Narodów. Włosi grali, Polacy biegali za piłką. To, co wystarczyło na Bośniaków, Finów i Ukraińców, nie wystarcza na silniejszych przeciwników. Gdy przychodzi do gry z takim rywalem jak Italia (nawet tak osłabionym jak Włochy), wciąż brak nam odwagi i pomysłu.