Graliśmy z nimi tylko raz – dziewięć lat temu, towarzysko, też przy Łazienkowskiej. To było tuż przed polsko-ukraińskim Euro, zwyciężyliśmy 4:0, a jedną z bramek zdobył Robert Lewandowski. Z obecnych kadrowiczów tamto spotkanie pamiętają jeszcze tylko Wojciech Szczęsny, Maciej Rybus i Kamil Grosicki.
Swój pierwszy oficjalny mecz Andora rozegrała w 1996 roku (porażka 1:6 z Estonią), a jej zwycięstwa w spotkaniach o punkty można policzyć na palcach jednej ręki. Pokonała Macedonię (eliminacje MŚ 2006) i Mołdawię (el. ME 2020), ale największym echem odbiła się wygrana w kwalifikacjach do mundialu w Rosji – z Węgrami, którzy rok wcześniej wyszli z grupy na Euro.
– Andorczyków jest 25 tysięcy, Węgrów – prawie 10 milionów. Czekaliśmy na to zwycięstwo 13 lat! Dla większości zawodników była to pierwsza wygrana. Dobrze, że tym spotkaniem kończyło się zgrupowanie – żartował Ildefons Lima.
Urodzony w Barcelonie 41-letni obrońca to żywa legenda i były kapitan Andory. W reprezentacji rozegrał 128 meczów, fakt, że z 11 golami jest też jej najlepszym strzelcem, to dowód na to, że atak nie jest najmocniejszą bronią naszych przeciwników.
Nie zwykli zdobywać więcej niż dwie bramki, ale przeszkadzać potrafią nawet potęgom, o czym w eliminacjach Euro 2000 przekonała się Francja. Świeżo upieczeni mistrzowie świata pojechali w rezerwowym składzie i zwyciężyli dopiero po rzucie karnym, wykorzystanym w 86. minucie przez Franka Leboeufa.